W wywiadzie udzielonym gazecie uczestnik i historyk tego wydarzenia ubolewa, że sprawa stosunku do powstania stała się kwestią partyjnej rozgrywki. "Myślę, że to jest choroba partyjnego widzenia wszystkiego (...). Jak ktoś jest z innej partii, to jest nie przeciwnikiem, ale wrogiem. Wrogami są ludzie, którzy wybierają inaczej, myślą inaczej. Jeżeli są jeszcze posłami czy ministrami - tym gorzej" - mówi."Powstanie przez pewien czas było fenomenem tylko dla Warszawy, zupełnie w Polsce niedocenianym" - mówi Bartoszewski. "W wyniku ślepej, głupiej taktyki komunistów, dla których było zakazane prawie jak Katyń, stało się własnością ogólnonarodową. Chciałbym, żeby nadal nią było, a nie własnością jednej partii" - dodaje. Władysław Bartoszewski przyznaje w rozmowie z gazetą, że pod pomnik Gloria Victis chodził co roku, a teraz zastanawia się, czy po raz pierwszy nie zrezygnować z tej tradycji. Jednocześnie podkreśla, że Warszawę traktuje jak "utraconą matkę" i czuje się warszawiakiem od wielu pokoleń, ale nie zgadza się na to, by powstanie warszawskie było narzędziem politycznej gry.