ocenił, że "objaw bolszewizacji w myśleniu". - Jedna partia, jedno kierownictwo, jedna dyrektywa, "podnieś rękę, to ja wyję"; a o co wyjesz, wyjcu? - mówił podczas konferencji prasowej w Gdańsku. - Uważam za szczególnie niegodziwe traktowanie człowieka, który się przyczynił do strajku w Stoczni Gdańskiej. (...) Bardzo mnie to boli - podkreślił Bartoszewski, pełnomocnik premiera ds. dialogu międzynarodowego. Jak mówił, należał do ludzi, którzy wychowywali Borusewicza. - Znam go od chłopca zaangażowanego do głębi dla tej samej sprawy do dziś - zaznaczył. Profesor zauważył, że nawet w okresie komunizmu - gdy powstańcy warszawscy odwiedzali groby swoich poległych kolegów, byli filmowani i nagrywani przez "bojówki komunistyczne" - nikt nie ośmielił się robić demonstracji. - W tym roku zorganizowane, przywiezione autobusami grupy robiły awantury na katolickim cmentarzu, wobec poległych ludzi i ich rodzin. To było ohydne. Czy może mnie wobec tego zdziwić buczenie w Gdańsku? To jest objaw tej samej bolszewizacji w myśleniu - powiedział Bartoszewski. 1 sierpnia w trakcie uroczystości związanych z 64. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego, część osób - gdy kwiaty na Powązkach składali premier Donald Tusk i wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski - wygwizdała obu polityków. O przebieg obchodów rocznic Sierpnia'80 i Sierpnia'88 oraz brak na tych uroczystościach Lecha Wałęsy był też pytany w poniedziałek w radiowej Trójce minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Trochę szkoda, że nasze środowisko - mówiąc bardzo szeroko - ludzi Solidarności zapętliło się w taką sytuację psychologiczną, w której w takim dniu nie możemy sobie podać ręki - powiedział minister. Dodał, że rozumie nieobecność Wałęsy. - Jeżeli się słyszy z ust urzędującego prezydenta, że jest się Bolkiem, no to pewnie się Lechowi Wałęsie odechciało - ocenił Sikorski.