"Jestem teraz wolnym i szczęśliwym człowiekiem. Nie mam do nikogo żalu ani pretensji. Ani do prezesa PiS, ani do innych polityków tej partii" - mówi Misiewicz w poniedziałkowym "Super Expressie". Były rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej w lutym przestał pełnić tę funkcję. Nadal był jednak szefem gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza. Po 10 dniach znalazł nową pracę, ale wciąż w spółce podległej ministerstwu - był pełnomocnikiem zarządu Polskiej Grupy Zbrojeniowej ds. komunikacji. "Rzeczpospolita" dotarła do zarobków, jakie w PGZ miał otrzymywać Misiewicz (chodziło o 50 tys. zł miesięcznie - przyp. red.), czym młody polityk wywołał kolejną falę kontrowersji. Zareagował Jarosław Kaczyński, który jako prezes PiS, zawiesił Misiewicza w prawach członka partii i powołał specjalną komisję. Dzień później komisja orzekła, że Misiewicz nie ma kompetencji do pełnienia funkcji w sferze publicznej. Tego samego dnia zrezygnował z członkostwa w partii. PGZ rozwiązała też z nim umowę o pracę. 27 kwietnia portal Wirtualnemedia.pl doniósł, że były rzecznik MON ma prowadzić w Telewizji Republika program dotyczący obronności i bezpieczeństwa kraju. Na łamach "Super Expressu" Misiewicz zapewnia jednak, że teraz skupia się wyłącznie na własnej działalności gospodarczej. Więcej w poniedziałkowym "Super Expressie".