Publiczne pieniądze trafiły do bliskiego znajomego ministra sprawiedliwości. Ministerstwo i sam Jarosław Gowin nie widzą w tym nic niestosownego. Wygląda na to, że całe postępowanie w sprawie zamówienia publicznego było tylko zasłoną dymną, by zatrudnić konkretną osobę, czyli bliskiego doradcę ministra. Co ciekawe - rzeczniczka resortu nie zaprzeczyła tej tezie. Tłumaczyła, że to Barszcz jest autorem ustaw deregulacyjnych - priorytetu resortu. Rola pana Mirosława Barszcza była kluczowa i z racji tego też, że mamy pewne terminy, nie mogliśmy sobie pozwolić na to, aby przez kwestie proceduralne wstrzymywać prace nad projektami tych ustaw - powiedziała Patrycja Loose. Za rok pracy Barszcz ma zarobić 265 tysięcy złotych. Pytana, dlaczego w takim razie nie zatrudniono go w resorcie jako doradcy czy nawet wiceministra, odpowiedziała: To jest kwestia już uzgodnień między ministerstwem a osobą, która świadczy nam te usługi. Panu Mirosławowi Barszczowi taka forma współpracy po prostu odpowiadała. Zapewne dlatego, że na etacie w resorcie musiałby zrezygnować z prowadzenia działalności gospodarczej. A tak do swych miesięcznych dochodów dorzuci jeszcze ponad 20 tysięcy złotych. Ta sytuacja rodzi jeszcze jedną wątpliwość: teoretycznie, twórca ustaw deregulacyjnych spoza ministerstwa, prowadzący działalność w sferze gospodarczej może dopuszczać się lobbingu. Krzysztof Zasada