Resort podkreślił, że Urząd Morski w Gdyni od wielu lat prowadzi badania i monitoring miejsc potencjalnych zanieczyszczeń pochodzących z wraków statków pozostawionych na dnie Bałtyku w wyniku działań wojennych. Monitoring ten obejmuje cotygodniowy zwiad lotniczy, analizę zdjęć satelitarnych, w ramach programu Clean Sea Net, a także badania na miejscu w zakresie zmian zachodzących w danym wraku i pojawiania się plam ropopochodnych na powierzchni wody. Zbierane są także wszelkie przydatne informacje o zagrożeniach od użytkowników morza - rybaków, marynarzy, nurków. Pozyskiwane w ten sposób informacje stanowią jedyny miarodajny dowód na brak poważnego zagrożenia oraz brak jakiegokolwiek niekontrolowanego uwolnienia się substancji ropopochodnych do Morza Bałtyckiego - podkreśliło ministerstwo. Media, powołując się na ustalenia Najwyższej Izby Kontroli, podały, że według NIK wraki ze zbiornikami wypełnionymi paliwem, a także zatopiona w Bałtyku amunicja, zawierająca też toksyczne chemikalia stanowią zagrożenie, a instytucje państwowe nie podejmują żadnych działań. Jak poinformowało ministerstwo gospodarki morskiej, w ramach HELCOM-u (Komisji Ochrony Środowiska Morskiego Bałtyku, której zadaniem jest monitorowanie oraz ochrona środowiska naturalnego Morza Bałtyckiego) Polska już dawno zgłosiła postulat międzynarodowego rozwiązania problemu broni i wraków jednostek zatopionych w trakcie i po II Wojnie Światowej. "Likwidacja problemu wraków i broni zalegających na dnie Bałtyku niesie za sobą ogromne koszty finansowe. Koszty te powinny być ponoszone nie tylko przez nasz kraj, ale także przez wszystkie państwa położone nad Morzem Bałtyckim" - poinformował minister Marek Gróbarczyk.