Bałagan w ZUS-ie
Wielomilionowe straty ZUS-u, mniej pieniędzy w kieszeniach każdego pracującego Polaka i bałagan w księgowości firm oraz straty. Takie są efekty podwyższenia składki na ubezpieczenie zdrowotne.
Od początku roku wzrosła ona 7,75 procent naszego dochodu do 8. Dla emeryta to ok. 1 zł mniej miesięcznie, dla pracujących kilka złotych.
Firmy rozliczają się z ZUS-em elektronicznie za pomocą programu "Płatnik". Tymczasem nie odczytuje on nowej, 8-procentowej składki. - Ta nowa składka musi być liczona inaczej i na pewno część pracodawców będzie musiała ją policzyć w pierwszym okresie ręcznie - przyznaje z dużym spokojem szefowa ZUS-u Aleksandra Wiktorow.
Nowa wersja płatnika będzie wydana pod koniec miesiąca. W przyszłym tygodniu sytuację ma poprawić specjalna nakładka w programie. Za zmiany ZUS będzie musiał sporo zapłacić firmie Prokom.
Na tym jednak nie koniec. Samo wysłanie listów do wszystkich emerytów i rencistów z informacją o zmienionej składce - czytaj: zmniejszone emerytury - kosztowało ZUS aż 9 mln zł.
Dzisiaj podczas noworocznego spotkania z dziennikarzami prezes Zakładu Anna Wiktorow tłumaczyła, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych musi się dostosować do ewentualnych zmian w ustawach, a więc także zbierać wyższą składkę na ubezpieczenie zdrowotne. - ZUS obsługuje emerytów i rencistów jako podatników i liczy im podatek. ZUS musi zawiadomić wszystkich, że z powodu podwyższenia składki na ubezpieczenie zdrowotne będą dostawali od stycznia nowe emerytury i muszą dostawać zawiadomienia od ZUS, a to kosztuje - powiedziała Wiktorow.
- My za każdym razem musimy wysłać decyzję o tym, że emerytura pozostaje w takiej to a takiej kwocie, ale na skutek tego, że wzrasta składka na ubezpieczenie zdrowotne emeryt lub rencista otrzymuje to a to. Jeżeli przepisy się zmienią za dwa, trzy miesiące my musimy ponownie wysłać zawiadomienie - wyjaśniła rzeczniczka ZUS Anna Warchoł.
Tłumaczyła, że jeżeli ZUS wyśle emerytowi lub renciście nawet o kilkadziesiąt groszy mniej, to jest to taka grupa ludzi, których świadczenia nie są zbyt wysokie, dlatego chcą wiedzieć, bo mogą domniemywać, że ZUS zmniejszył świadczenie.
- Przy wprowadzaniu takich zmian należy uwzględniać koszty obsługi, bo to nie jest tylko przepis. To jest po prostu koszt instytucji, które realizują potem te zapisy ustawowe - podkreśliła Warchoł. Zastrzegła, że ZUS operuje tak dużymi kwotami, że 9 mln to "nie są wielkie pieniądze".
- To są po prostu pieniądze społeczne. A dziewięć milionów w sytuacji trudnej ekonomicznie to jest zawsze dziewięć milionów i można za to bardzo dużo zrobić - dodała.
Minister zdrowia Mariusz Łapiński zapewnił wczoraj, że będzie się starał, by Senat przegłosował takie poprawki do ustawy o Narodowym Funduszu Zdrowia, które będą zgodne z pierwotnym projektem rządowym tej ustawy. - Mnie obowiązuje przedłożenie rządowe. Składka powinna wynosić 7,75 proc. - powiedział Łapiński.
Rząd chciał, by składka na ubezpieczenie zdrowotne wynosiła w 2003 r. 7,75 proc. przychodu ubezpieczonego. Sejm, na wniosek PiS, postanowił w listopadzie podnieść tę składkę. W 2003 roku składka ma wynosić 8 proc. przychodu ubezpieczonego, a w latach 2004-2007 ma co roku rosnąć o 0,25 proc. podstawy wymiaru składki. Przeciw podwyższaniu składki protestował minister finansów Grzegorz Kołodko.
Wygląda jednak na to, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych ma spore oszczędności. Przykład: dziennikarzom zaproszonym na spotkanie noworoczne, próbowano podarować magnetofony. Cena jednego egzemplarza: 230 zł.
INTERIA.PL/RMF/PAP