"Mamy do przebadania ponad 300 koni, dlatego rozłożyliśmy je na trzy kolejne dni. Na poniedziałek zaplanowaliśmy badanie weryfikacyjne koni, co do których stwierdzimy jakieś wątpliwości. Badania mają na celu ustalenie wysiłku koni, ich wytrenowania i tego, czy mogą pracować na drodze do Morskiego Oka. Jeżeli wyniki konia zbadanego po wysiłku nie mieszą się w przyjętych parametrach konie są wycofywane z tej pracy" - wyjaśnił dr Tischner w rozmowie z PAP. Jak przebiegają badania? Badania rozpoczynają się na dole na początku szlaku do Morskiego Oka, czyli na Palenicy Białczańskiej. Tam specjaliści mają wykryć ewentualnie kulawizny koni, a także wykonać badania tętna, oddechu i stopnia odwodnienia. Po wstępnym badaniu konie z wozem i turystami mają przyjść na punkt końcowy przed Morskim Okiem, czyli na Włosienicę. W tym roku, z uwagi na dużą liczbę koni, niektóre pokonują dystans z pustym wozem. "Co ciekawe, obserwujemy, że konie, które jadą z pustym wozem, mają gorsze parametry na górze, niż te, które wiozły turystów. Jest to związane z tym, że konie, nie czując takiego obciążenia, do jakiego są przyzwyczajone, chcą iść szybciej, stawiają większe kroki, przez co też szybciej się męczą" - wyjaśnił dr Tischner. Na Włosienicy, kiedy turyści wysiądą z wozu, konie są ponownie badane. Sprawdza się ich tętno, oddech i odwodnienie. Około 20 minut później konie przechodzą kolejne badanie oddechu i tętna, aby sprawdzić, jak szybko parametry konia po wysiłku wracają do normy. Specjaliści uważają, że najlepiej na trasie do Morskiego Oka radzą sobie konie lekkie rasy małopolskiej i śląskiej. "Są to konie bardzo dobrze umięśnione i mają dobrą wydolność fizjologiczną, więc bardzo dobrze sobie radzą w tym terenie. Oczywiście, konie muszą przed wejściem na trasę przejść odpowiedni trening" - zaznaczył dr Tischner. Rekordzista wozi turystów siedemnasty rok Każdego roku zdarzają się konie, które nie przechodzą testów i nie nadają się do pracy, jednak stanowi to margines wynoszący od jednego do maksymalnie 10 koni w ostatnich latach. "Obserwujemy, że kondycja koni pracujących na drodze do Morskiego Oka z roku na rok jest coraz lepsza. Fiakrzy przywiązują też większą uwagę do uprzęży" - dodał dr Tischner. Zazwyczaj do pracy na trasie przychodzą konie czteroletnie i pracują nawet po kilkanaście lat, a rekordzista jest tam już siedemnasty rok. Kontrowersje Transport konny na drodze do Morskiego Oka budzi kontrowersje obrońców praw zwierząt, którzy domagają się jego likwidacji. Ich zdaniem, konie pracujące przy transporcie turystów są zmuszane do pracy ponad ich siły. Obrońcy praw zwierząt, opierając się na wykonanej przez siebie ekspertyzie, twierdzą, że wozy wypełnione turystami są przeciążone. Z tezami aktywistów nie zgadzają się jednak specjaliści, w tym lekarze weterynarii, hipolodzy czy Związek Hodowców Koni. Przeczą też im badania wykonywane przed każdym letnim sezonem turystycznym. Dr Tischner przekonywał, że utrzymanie transportu konnego do Morskiego Oka jest bardzo ważne z punktu widzenia zachowania hodowli koni, ale też z punktu widzenia kulturowego. "Jeżeli nie byłoby transportu konnego, to i konie byłyby niepotrzebne, więc wyobraźmy sobie, że ponad 300 koni musiałoby pójść na rzeź. Trzeba też odwołać się do tradycji Podhala, gdzie koń zawsze zajmował szczególne miejsce i był synonimem prestiżu. Konie dla fiakrów to ich całe życie i ich zarobek, często jedyny" - zakończył dr Tischner.