30 minut po starcie z Newark załoga Boeinga 767 dostała sygnał o niesprawności w instalacji hydraulicznej maszyny. Komputery samolotu zasygnalizowały brak płynu w jednym z trzech systemów hydraulicznych. Procedura przewiduje w takim wypadku wyłączenie pomp hydraulicznych z uszkodzonej instalacji, co zostało wykonane. Kolejne działania - wg procedury - powinny zostać podjęte dopiero przed lądowaniem. Gdy samolot dotarł w rejon Warszawy, przed planowanym na godz. 13.35 lądowaniem, podczas pierwszego podejścia - wg relacji kpt. Wrony - nastąpił moment krytyczny: okazało się, że nie udało się wysunąć podwozia. Załoga przerwała podejście do lądowania. O możliwości awaryjnego lądowania piloci poinformowali wieżę kontrolną po drugiej nieudanej próbie wypuszczenia podwozia. O godz. 13.42 informację o kłopotach Boeinga 767 otrzymało lotnictwo wojskowe. Dwa myśliwce F-16 wystartowały w ciągu 10 minut z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku. 6 minut później zbliżyły się do Boeinga i nawiązały kontakt z samolotem. Piloci F-16 potwierdzili kapitanowi, że podwozie nie jest wypuszczone, a następnie eskortowali samolot aż do momentu lądowania. Boeing przez godzinę przed lądowaniem w trybie awaryjnym krążył nad lotniskiem, wiele razy próbował wypuścić podwozie, miał też za dużo paliwa, żeby lądować - nad Warszawą miał go 7 ton. Około godz. 14, czyli 30 minut przed lądowaniem, załoga poprosiła, aby służby zaczęły przygotowywać lotnisko na ewentualność awaryjnego lądowania, a w ciągu kolejnych 30 minut załoga podjęła jeszcze wiele - niestety nieudanych - prób wysunięcia podwozia. Około godz. 14.30 samolot wylądował "na brzuchu" - trąc kadłubem i gondolami silników po pasie startowym, który został przedtem pokryty pianą przeciwpożarową. Samolot zatrzymał się na skrzyżowaniu dróg startowych, co spowodowało czasowe zamknięcie całego portu lotniczego. Ewakuacja pasażerów z samolotu trwała około 90 sekund; nikt z 220 pasażerów i jedenastoosobowej załogi nie odniósł obrażeń. Agencja TVN/TVN24/zumi.pl