Zgodnie z prawem unijnym organ badający katastrofy i incydenty lotnicze podaje do publicznej wiadomości raport końcowy "w możliwie najkrótszym terminie i, w miarę możliwości, w ciągu 12 miesięcy" od wydarzenia. - Raportu nie będzie jako takiego, będzie informacja zgodnie z rozporządzeniem unijnym - powiedział członek PKBWL Waldemar Targalski, który kieruje zespołem badającym wydarzenia na lotnisku Warszawa-Okęcie 1 listopada 2011 r. Przywoływane przez Targalskiego unijne rozporządzenie w sprawie badania wypadków i incydentów lotniczych mówi, że jeśli raport końcowy nie może powstać w ciągu roku, należy wydać oświadczenie tymczasowe (ang. "interim statement"). Taki dokument powinien być podawany do publicznej wiadomości "co najmniej w każdą rocznicę" zdarzenia. Ma informować o "postępach w badaniu i wszelkich istotnych kwestiach bezpieczeństwa". Informacja dotycząca zakresu prac - Będzie to informacja dotycząca zakresu prac, badań itd., która się ukaże pod koniec tego miesiąca na naszych stronach internetowych - zapowiedział Targalski. Ta informacja jest - jak powiedział członek PKBWL - prawie gotowa. Dokument czekają jeszcze korekty redakcyjne oraz tłumaczenie na język angielski. Pytany, dlaczego nie będzie raportu końcowego w rok po zdarzeniu, Targalski tłumaczył, że komisja miała wiele pracy. - Po prostu nie byliśmy w stanie tego zrobić. Jest zbyt dużo materiału do analizy, zbyt szeroki jest to zakres - wyjaśnił. Do komisji trafiły już wyniki trzech ekspertyz Zespół PKBWL, który został wyznaczony do badania awaryjnego lądowania kpt. Wrony składa się z czterech członków komisji i dwóch ekspertów. Do komisji trafiły już wyniki trzech ekspertyz z USA, m.in. dotycząca uszkodzonego przewodu hydraulicznego systemu wysuwania podwozia. Stopień zaawansowania prac komisji Targalski ocenił w granicach 75 proc. - Miejmy nadzieję, że nie będzie drugiego "interim statement" - powiedział. Miesiąc po awaryjnym lądowaniu na Okęciu komisja opublikowała wstępny raport dotyczący tego wydarzenia. Napisano w nim, że zasadniczy układ wysuwania podwozia nie zadziałał, ponieważ z centralnej instalacji hydraulicznej tuż po starcie z Newark w USA przez uszkodzony przewód wyciekł płyn. Załoga po konsultacji z centrum operacyjnym kontynuowała lot do Warszawy. Awaryjne lądowanie "na brzuchu" W trakcie podejścia do lądowania na Okęciu załoga próbowała wysunąć podwozie przy pomocy zastępczego, elektrycznego systemu. Ponieważ zakończyło się to niepowodzeniem, piloci chcieli wypuścić podwozie metodą grawitacyjną, co również zakończyło się niepowodzeniem. Gdy zapas paliwa się kończył, samolot awaryjnie wylądował bez podwozia, "na brzuchu". Wszystko zakończyło się szczęśliwie, nikt z 220 pasażerów oraz 11 członków załogi nie odniósł obrażeń. Prezydent Bronisław Komorowski jeszcze tego samego dnia podziękował pilotom i załodze, a po kilku dniach - ich odznaczył. Wyłączony był bezpiecznik Już podczas wstępnej inspekcji samolotu specjaliści z PKBWL stwierdzili, że wyłączony był bezpiecznik, który odpowiadał m.in. za elektryczne wypuszczanie podwozia. Gdy samolot podniesiono z płyty lotniska, podłączono zewnętrzne zasilanie oraz wciśnięto bezpiecznik, podwozie się wysunęło. Wyłączenie bezpiecznika nie jest rejestrowane ani sygnalizowane przez systemy samolotu. "Działanie załogi było właściwe" W dniu publikacji wstępnego raportu Targalski mówił, że z nagrań, którymi dysponuje komisja, wynika, że załoga zgłaszała, że sprawdziła bezpieczniki w kabinie. Wyjaśniał też, że nie wiadomo, kiedy i dlaczego bezpiecznik został zdezaktywowany. - W świetle informacji, które mamy do chwili obecnej, działanie załogi było właściwe - ocenił wtedy Targalski. Samolot kpt. Wrony, Boeing 767-300 SP-LPC, nie wrócił do lotów w PLL LOT, bo jego naprawa okazała się nieopłacalna. Spółka, która po awaryjnym lądowaniu przejęła maszynę na własność (wcześniej ją jedynie leasingowała), wystawiła samolot na aukcji. Licytacja miała się odbyć pod koniec lipca 2012 r., ale nikt do niej nie przystąpił. Potem PLL LOT rozpoczął negocjacje w sprawie sprzedaży samolotu z jedną z brytyjskich firm. Chęć pozyskania maszyny za darmo wyraził też MON - miałaby ona służyć do szkolenia antyterrorystycznego żołnierzy GROM-u.