Z powodu "zarzutów w niewybrednej formie", jakie padły na posiedzeniu sejmowych komisji ws. śledztwa smoleńskiego prokurator generalny Andrzej Seremet odmówił osobistego przedstawienia posłom informacji o śledztwie hazardowym; prokuratura przedstawiła je pisemnie. List Seremeta, który odczytał w piątek posłom szef komisji Ryszard Kalisz, wywołał burzliwą dyskusję - protestowali przede wszystkim posłowie PiS, krytykując zmianę przepisów oddzielającą prokuraturę od resortu sprawiedliwości, co pozbawiło Sejm możliwości kontrolowania prokuratury. Andrzej Jaworski (PiS) wniósł, aby zamiast Seremeta na komisję wezwać premiera Donalda Tuska - wniosek przepadł w głosowaniu. Na piątek zwołano posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości, na którym Seremet - lub inny upoważniony przez niego przedstawiciel Prokuratury Generalnej - miał na wniosek grupy posłów PiS przedstawić informację o stanie prowadzonych przez prokuratury śledztw ws. tzw. afery hazardowej. Seremet odmówił jednak przyjścia na posiedzenie. Jak podkreślił w piśmie do szefa komisji Ryszarda Kalisza, nie ma takiego prawnego obowiązku, a jego poprzednie informacje dla komisji sprawiedliwości, obrony i infrastruktury o śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej, wynikały z charakteru tej sprawy - z uwagi na niezależność prokuratury brak jednak podstaw prawnych, by żądać takich spotkań. Zarazem Seremet przedłożył komisji pisemną informację o śledztwach hazardowych. Wynika z niej, że warszawska prokuratura okręgowa prowadząca śledztwo ws. domniemanej płatnej protekcji i nadużycia uprawnień przy uchwalaniu ustawy hazardowej, do 7 kwietnia zamierza przesłuchać jako świadków m.in. polityków PO Mirosława Drzewieckiego i Zbigniewa Chlebowskiego - ale ich sytuacja procesowa wciąż nie jest przesądzona. Seremet odmówił przyjścia do Sejmu, bo w czasie posiedzenia 18 stycznia pod adresem prokuratury zamiast pytań padały "zarzuty w niewybrednej formie". "W mojej ocenie należy unikać tego rodzaju sytuacji, godzących w powagę organów państwowych" - podkreślił Seremet. Już na koniec posiedzenia 18 stycznia Seremet mówił: "jeżeli usłyszeliśmy pod adresem prokuratury głównie połajanki i pouczenia oraz instrukcje, to jako prokurator generalny, który stoi na czele instytucji niezależnej, głęboko rozważę celowość zaproszenia na następne posiedzenie komisji". Dodał, że nie jest to "wyraz nadąsania czy przekąsu", a "potrzeba ochrony podstawowych interesów tej firmy i podstawowych wartości". Takie stanowisko Seremeta wywołało protesty polityków PiS. Wiceszefowa sejmowej komisji sprawiedliwości Beata Kempa (PiS) skrytykowała przepisy, które pozwoliły Seremetowi nie przyjść na posiedzenie komisji. - Stworzyliśmy władzę dla władzy, bez kontroli - wtórował jej Andrzej Dera (PiS). - To prawda, że pan Seremet nie ma prawnego obowiązku przyjść na posiedzenie, ale ma obowiązek moralny - przekonywała Marzena Wróbel (PiS). - My się tylko dopominamy rzetelnej informacji - mówiła Kempa, komentując fakt, że Seremet odmówił przyjścia do komisji i przedstawienia jej informacji o śledztwach hazardowych. - Pan Seremet ma rację, brak jest podstaw prawnych, by tego od niego żądać - przyznała, krytykując polityków PO, PSL i SLD, którzy byli za oddzieleniem prokuratury od Ministerstwa Sprawiedliwości, co spowodowało taki stan prawny. Szef komisji Ryszard Kalisz (SLD) odpowiadał jej, że poprzedni model funkcjonowania prokuratury to "model sowiecki", a zmiana pozwoliła na to, by politycy nie wpływali na bieg śledztw. - Co często miało miejsce w czasie, gdy była pani wiceministrem sprawiedliwości - dodał, zwracając się do posłanki. - Nie życzę sobie takich uwag. Proszę je zachować na okres kampanii wyborczej - odparła Kempa. Andrzej Czuma (PO, b. minister sprawiedliwości w rządzie Tuska), broniąc rozdziału prokuratury od rządu oświadczył, że ten przepis "chroni prokuratorów przed telefonami z żądaniem załatwiania brudnych spraw".