We wtorek "Rzeczpospolita" napisała, że na fotelach z wraku samolotu prezydenckiego znaleziono ślady trotylu i nitrogliceryny. Później tego samego dnia na konferencji Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk. Ireneusz Szeląg stwierdził, że to nieprawda. - Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta, to jest niesłychana zbrodnia. Każdy, kto choćby tylko poprzez matactwo, czy poplecznictwo miał z nią cokolwiek wspólnego, musi ponieść tego konsekwencje - zdążył wcześniej powiedzieć prezes PiS Jarosław Kaczyński. Sama wiadomość wywołała medialną burzę. "Z niczego się nie wycofuję. Moi informatorzy to ludzie o najwyższej wiarygodności. Źródła od siebie niezależne. I zawsze będę ich chronił" - napisał tego samego dnia na Twitterze Cezary Gmyz. "Tekst uznajemy za nierzetelny i nienależycie udokumentowany. Pan red. Cezary Gmyz pomimo wcześniejszych zapewnień nie przedstawił żadnych oświadczeń, stwierdzając, że informatorzy odmówili złożenia dokumentów" - czytamy w wydanym w poniedziałek oświadczeniu Rady Nadzorczej oraz Grzegorza Hajdarowicza, prezesa zarządu Presspubliki. "Tekst 'Trotyl we wraku tupolewa' nie powinien się nigdy w takiej formie ukazać w 'Rzeczpospolitej'. Z przeprowadzonego przeze mnie i Radę Nadzorczą postępowania wyjaśniającego wynika, że nie był on w ogóle udokumentowany. Uzyskane przez dziennikarzy informacje o cząstkach wysokoenergetycznych powinny być przekazane rzetelnie, bez nadinterpretacji i uprzedzania wyników badań oraz analiz. Ogromnym nadużyciem był też sam tytuł artykułu" - napisał na stronie rp.pl Grzegorz Hajdarowicz. "Bardzo łagodnie rzecz ujmując wydawca Rzeczpospolitej w oświadczeniu mija się z prawdą" - napisał po wydaniu tego oświadczenia Cezary Gmyz na Twitterze. Artykuł wywołał kolejną falę dyskusji na temat przyczyn katastrofy samolotu prezydenckiego, tym razem pod kątem możliwości odkrycia w samolocie śladów trotylu. Wielu ekspertów podkreśla, że takie ślady mogłyby być odnalezione ze względu na wymieszanie fragmentów samolotu z błotem na lotnisku, które w czasach ZSRR było poligonem, a wcześniej - rejonem ostrych walk w trakcie II wojny światowej - albo pozostać po żołnierzach z misji lecących wcześniej tym samolotem. - Gdy uczestniczyłem w badaniach miejsca katastrofy, odnajdywałem tam zapalniki i fragmenty pocisków z czasów wojny, także naboje - powiedział INTERIA.PL Marek Poznański, archeolog i poseł Ruchu Palikota, który badał miejsce katastrofy jako biegły. - Gdyby to miały być ślady wybuchu, musiano by je odkryć nie tylko na siedzeniach, ale także na ciałach ofiar - powiedział PAP szef Stowarzyszenia Polskich Ekspertów Bombowych ppłk Jerzy Artemiuk. Znalezienie trotylu miałoby potwierdzać teorię o wybuchu na pokładzie samolotu, którą przyjmuje komisja kierowana przez Antoniego Macierewicza z PiS. Gmyz zwolniony? Znów państwo zdało egzamin. Dość warcholstwa. Dość nieodpowiedzialności! Dość grzebania w przeszłości! Wybierzmy przyszłość!— Marek Migalski (@mmigalski) November 5, 2012 "Gmyz zwolniony? Znów państwo zdało egzamin" - skomentował na gorąco za pomocą swojego konta na portalu Tweeter poseł do europarlamentu Marek Migalski. Dzisiaj za Gmyzem wstawili się blogerzy i dziennikarze na stronie wpolityce.pl, którzy w liście poparcia mówią o "nagonce" na dziennikarza. Na łamach dzisiejszego "Newsweeka" opisano kulisy spotkania redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Tomasza Wróblewskiego z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem. "Newsweek" cytuje jednego z dziennikarzy "Rzeczpospolitej", który mówił: "Wróblewski pojechał na tę rozmowę bez przekonania, ale wrócił z niej nakręcony. Twierdził, że Seremet nie tylko potwierdził wykrycie trotylu, ale też poprosił o rozważenie wstrzymania się z publikacją ze względu na rację stanu". Andrzej Seremet z kolei, w rozmowie z "Radiem ZET", stwierdził dzisiaj, że "do pewnego stopnia czuje się zmanipulowany przez redaktora naczelnego 'Rzeczpospolitej' i w przyszłości będzie podchodził do swoich rozmówców z większą dozą nieufności". ML