- Liczne opinie polskich i rosyjskich ekspertów nie stwierdziły śladów materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M. Także inne dowody nie pozwalają na przypuszczenia, aby doszło do wybuchu - mówił płk Jerzy Artymiak. Artymiak przypomniał, że rosyjskie badania z kwietnia 2010 r. nie wykazały śladów materiałów wybuchowych na wraku. Także polscy eksperci wojskowi-chemicy ich nie stwierdzili. Również inne ekspertyzy nie stwierdziły wybuchu na pokładzie. Takich śladów nie ma też na ciałach ofiar. Artymiak powołał się też na sprawdzenie pirotechniczne samolotu przed jego wylotem. Posłowie PiS zaniepokojeni Poseł PiS Stanisław Piotrowicz powiedział, że posłowie byli zaniepokojeni sposobem zaprezentowania przez prokuraturę wojskową informacji dotyczących rzekomego znalezienia materiałów wybuchowych na wraku prezydenckiego tupolewa. Przypomniał, że 30 października szef wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, pułkownik Ireneusz Szeląg, najpierw twierdził, że na wraku nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych, ale później powiedział, że ich obecność będzie można wykluczyć dopiero po przeprowadzeniu badań laboratoryjnych. Zdaniem posła Piotrowicza użyte do badań urządzenia pozwalają od razu stwierdzić obecność śladów materiałów wybuchowych. Poseł podkreślił, że pułkownik Szeląg powinien rzetelnie przedstawić informacje ze śledztwa, a nie, jak sam powiedział, uspokajać opinię publiczną. O śladach trotylu w "Rzeczpospolitej" W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że znalezione ślady - podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał szef warszawskiej WPO płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Próbki pobrane z wraku Tu-154M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej przetransportowano dzisiaj po południu do Polski. Polski prokurator odebrał te próbki we wtorek w Moskwie. Próbki trafią teraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Według szacunków ich badania mogą potrwać od kilku miesięcy do pół roku.