- Przyjmuję ten wniosek (o wotum nieufności) ze spokojem - podkreślił Arłukowicz, który w piątek przebywał w Brukseli. Zaznaczył, że jego niepokój budzi tylko to, iż jest on składany w momencie, gdy jest podpisane ponad 90 proc. kontraktów ze szpitalami. - W związku z tym traktuję ten wniosek jako polityczny, ale przywykliśmy do takich fajerwerków politycznych pana prezesa Kaczyńskiego - podkreślił minister. - Wytłumaczę panu prezesowi Kaczyńskiemu i PiS, że pierwszy raz mamy do czynienia z sytuacją taką, że jest początek grudnia, a my mamy podpisanych ponad 90 proc. kontraktów ze szpitalami - zapowiedział. Klub PiS jeszcze w piątek ma złożyć w Sejmie wniosek o odwołanie Arłukowicza. Według prezesa Jarosława Kaczyńskiego, pacjenci, w tym dzieci, w dalszym ciągu nie są leczeni. "Jest niezwykle ważne..." W ub. tygodniu Prawo i Sprawiedliwość postawiło szefowi resortu zdrowia ultimatum - dało mu tydzień na podjęcie działań, które zapewnią opiekę zdrowotną dzieciom. W ostatnich tygodniach m.in. Centrum Zdrowia Dziecka oraz Instytut Matki i Dziecka informowały o ograniczeniu planowych przyjęć ze względu na kłopoty finansowe. Odnosząc się do zarzutów PiS, że nie są leczone dzieci, Arłukowicz podkreślił, że łączenie takich tragedii (jak śmierć dziecka w Białymstoku) z systemowymi rozwiązaniami w służbie zdrowia to "budowanie politycznej atmosfery, która przy końcu roku nie służy". - Podkreślam, mamy podpisane dobrze ponad 90 proc. kontraktów, pacjenci są bezpieczni. Dzieci w stanie zagrożenia zdrowia i życia są leczone, a kontrakty są podpisywane - zapewnił. Dodał, że przywykł do tego, że Jarosław Kaczyński co jakiś czas "musi podkreślać swoją obecność w polityce". Dopytywany o śmierć chłopca chorego na białaczkę w szpitalu uniwersyteckim w Białymstoku zaznaczył: "Jest niezwykle ważne, abyśmy oddzielili sprawy błędów lekarskich, które są oceniane przez prokuraturę i one są jednostkowe, od zmian systemowych w służbie zdrowia". - Ta sprawa wymaga wyjaśnienia. Oczywiście będzie wyjaśniona zarówno przez resort zdrowia, ale przede wszystkim przez prokuraturę - zaznaczył. Dodał, że z informacji docierających do niego wynika, że prokuratura białostocka już się tą sprawą zajęła.