Arłukowicz podkreślał w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie, że program rządowy dotyczący in vitro jest w Polsce uruchamiany po raz pierwszy. Minister ujawnił, że na razie do konkursu na wykonywanie procedury in vitro w ramach programu zgłosiło się 10 klinik; jest jednak mnóstwo telefonów i zapytań.Minister zdrowia ogłosił pod koniec kwietnia konkurs ofert dla klinik, które będą wykonywały refundowane procedury in vitro w ramach rządowego programu leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego. Oferty można składać do środy, do godz. 12. Według ministra zawsze tak jest, że przy programach zdrowotnych w ostatnich dniach składane są oferty, "bo kliniki dowiadują się i dzwonią zarówno do ekspertów, jak i do resortu, by zadać ostatnie szczegółowe pytania dotyczące wymogów". Na pytanie, dlaczego kliniki "nie rzucają się" na program in vitro, minister odparł, że przygotowują się do złożenia jak najlepszej oferty. - Resort wraz z ekspertami przygotował program, który musi być programem bardzo profesjonalnym, spełniającym wszystkie wymogi. Chcemy być absolutnie przekonani o tym, że ta procedura będzie przygotowana w sposób bezpieczny zarówno dla pacjentów, jak i dla całych rodzin - zaznaczył. Minister pytany był też o słowa marszałek Sejmu Ewy Kopacz - która powiedziała we wtorek, iż czeka, aby do Sejmu wpłynął projekt PO ws. in vitro - oraz o to, czy zamierza napisać projekt ustawy regulującej tę procedurę. - W resorcie zdrowia są przygotowane rozwiązania ustawowe dotyczące in vitro. Ja uważam, że rozwiązania ustawowe są potrzebne, dlatego że program jest tylko sposobem finansowania - powiedział minister. Zaznaczył, że program oczywiście opisuje procedurę, gwarantuje bezpieczeństwo i wysoki poziom przeprowadzania procedury, jednak Polska powinna dołączyć do dużej grupy państw europejskich, które tę kwestię opisują ustawowo. - Ustawa w tej sprawie jest po prostu potrzebna - ocenił. Padło także pytanie o pojawiające się wśród ekspertów opinie, że program in vitro przygotowany przez resort nie jest zbyt szczegółowy i nie wiadomo np., kto będzie płacił za przechowywanie zarodków. - Bardzo jasno rozwiewam tę wątpliwość - warunkiem przystąpienia do konkursu, finansowania ze środków publicznych in vitro jest gwarancja przez klinikę, która przystępuje do tego konkursu, zabezpieczenia zarodków - zaznaczył minister. Arłukowicz pytany był również, czy nie obawia się, że program zostanie zaskarżony do Trybunału Konstytucyjnego. - Dostrzegam pewien problem w ocenie programu zdrowotnego przez TK. Program zdrowotny służy dostępowi pacjentów do wysokospecjalistycznej procedury, takich programów w resorcie prowadzimy wiele, to normalny sposób gwarancji dostępu pacjentów do świadczenia medycznego, jakim jest procedura in vitro - tłumaczył minister. Podkreślił też, że resort i zwolennicy metody in vitro nikogo do niej nie zmuszają. - Zaś przeciwnicy chcą zakazać in vitro wszystkim. I ja się nie mogę zgodzić na taką debatę, tego typu argumenty i będę tutaj ostro protestował - zadeklarował. Od lipca ma ruszyć przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia trzyletni program refundacji zabiegów in vitro. Skorzystać ma z niego 15 tys. par. By wziąć udział w programie, nie trzeba być małżeństwem, nie określono bowiem statusu prawnego pary, która może wziąć w nim udział. Z programu będą mogły skorzystać pary, u których stwierdzono bezwzględną przyczynę niepłodności lub udokumentowano nieskuteczne leczenie niepłodności w ciągu ostatniego roku przed zgłoszeniem się do programu. Do programu kwalifikowane będą kobiety do 40. roku życia. Wykluczone będą te, które miały problemy z donoszeniem wcześniejszych ciąż. Nie przewidziano także dawstwa komórek jajowych lub plemników od innych osób.