Zwłoki dziecka znaleziono w marcu 2010 r. w stawie na obrzeżach Cieszyna. Śledczy przez ponad dwa lata bezskutecznie starali się ustalić tożsamość dziecka i sprawców jego śmierci. W kwietniu śledztwo zostało umorzone. Przełomem w sprawie okazał się anonimowy telefon do MOPS w Będzinie. Dwa tygodnie temu osoba przedstawiająca się jako sąsiadka poinformowała, że od dawna nie widziała jednego z dzieci sąsiadów - Szymona. Parę z Będzina - kobietę i jej konkubenta - zatrzymano w sobotę. Po zatrzymaniu potwierdzili, że chłopiec znaleziony w Cieszynie to ich syn Szymon (prokuratura zleciła jeszcze porównanie DNA pary oraz chłopca z Cieszyna, by ostatecznie potwierdzić rodzicielstwo). Areszt w obawie przed mataczeniem Prokuratura zarzuca 40-letniej Beacie Ch. zabójstwo; kobieta nie przyznała się do winy. Jej 41-letni konkubent Jarosław R. usłyszał zarzut nieudzielenia pomocy dziecku, które znajdowało się w położeniu zagrażającym życiu, w połączeniu z nieumyślnym doprowadzeniem do śmierci; przyznał się do winy. Matce grozi kara do 25 lat więzienia lub dożywocie, ojcu - do 5 lat więzienia. Domniemani rodzice chłopca w poniedziałek zostali aresztowani na trzy miesiące. Sąd podzielił obawy śledczych, że zatrzymani - którzy od ponad dwóch lat ukrywali się przed organami ścigania i starali się zacierać ślady zbrodni - mogą mataczyć w sprawie. Kontrola w ośrodku pomocy W poniedziałek w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej w Będzinie, gdzie mieszkał Szymon, rozpoczęła się kontrola. Specjalny zespół powołany przez prezydenta miasta sprawdza, czy pracownicy socjalni, którzy mieli kontakt z rodziną chłopca, dopełnili obowiązków. Pracownicy będzińskiego MOPS zetknęli się z rodziną dziecka w latach 2008 i 2009, kiedy złożyła wniosek o pomoc materialną. Wywiady środowiskowe nie wskazały na nic niepokojącego - dzieci były zdrowe i zadbane, a mieszkanie schludne, sąsiedzi nie zgłaszali nieprawidłowości. W mieszkaniu widziano trójkę dzieci. Kolejny raz MOPS zainteresował się rodziną w listopadzie 2010 r., czyli już po śmierci Szymona. Do ośrodka dotarło pismo z przychodni z pytaniem, czy rodzina zmieniła miejsce zamieszkania, ponieważ dzieci nie były poddawane obowiązkowym szczepieniom. W sierpniu 2011 r. chłopiec został zaszczepiony, ale wiadomo już, że Beata Ch. przyszła wówczas do przychodni z podstawionym dzieckiem. "Naszym obowiązkiem jest reagować" W sprawę ustalania tożsamości chłopca zaangażowany był m.in. rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Jego zdaniem jest to problem całej rodziny - bliższej i dalszej, której nie zaniepokoił brak dziecka. - Dwa lata to zbyt długa nieobecność, żeby można ją było wytłumaczyć pobytem w szpitalu, czy sanatorium. Niepokojące, że przez dwa lata nie zastanowiło to sąsiadów - ocenił Michalak. Nie wykluczył, że w tym konkretnym przypadku nie dało się nic więcej zrobić, ale - jak dodał - jeśli przedstawiciele jakichś służb byli w tym domu, to nieobecność dziecka powinna ich zainteresować. Jego zdaniem ta sprawa jest kolejnym przykładem na to, że "jeśli coś budzi nasz niepokój, naszym obowiązkiem jest reagować". "Rodzina włożyła wiele wysiłku, by zatuszować sprawę" Także prezes Fundacji Kidprotect.pl Jakub Śpiewak, należący do Zespołu Monitorującego do spraw Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie przy ministerstwie pracy, uważa, że sprawa Szymona pokazuje, jak ważne jest reagowanie i budowanie relacji sąsiedzkich. W jego opinii trudno mieć w tym wypadku zastrzeżenia do działania służb; rodzina włożyła wiele wysiłku, by zatuszować sprawę. Dyrektorka Fundacji Dzieci Niczyje Monika Sajkowska zwróciła uwagę, że nasz system monitorowania losów dziecka jest niewydolny; potrzebne są systemowe rozwiązania, które zwiększą szanse, że dziecko "nie zniknie". W jej opinii ważne jest też wczesne rozpoznanie potencjalnego zagrożenia - chodzi o to, by zidentyfikować rodziny ryzyka i otoczyć je wsparciem i kontrolą zanim dojdzie do tragedii. W przypadku małych dzieci najłatwiej rozpoznać czynniki ryzyka przy pomocy lekarzy, z którymi małe dzieci mają najczęstszy kontakt.