Zgodnie z nowym prawem, nie będą już wymagane konkursy na najwyższe stanowiska urzędnicze, jak np. szefowie departamentów, urzędów centralnych czy dyrektorzy generalni. Zamiast konkursów będzie obsadzanie z nowo powstałego państwowego zasobu kadrowego. A to niestety skończy się politycznym rozdawnictwem. Poza tym niezależna dotąd służba cywilna ma zostać podporządkowana politycznemu szefowi Kancelarii Premiera. Ponadto zmiany likwidują stanowiska szefa Służby Cywilnej, Urzędu i Rady Służby Cywilnej. Ustawy zakładają też zajmowanie stanowisk urzędniczych w administracji państwowej przez pracowników NIK lub mianowanych pracowników samorządowych, oddelegowanych lub przeniesionych ze swoich miejsc pracy. Z zasobu kadrowego wyłączeni zostali wojewodowie i wicewojewodowie. Powołuje się także Radę Służby Publicznej (złożonej w dwóch trzecich z osób posiadających autorytet w kwestiach administracyjnych i w jednej trzeciej z przedstawicieli klubów parlamentarnych). Platforma Obywatelska już zapowiada, że zaskarży ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli publiczny mechanizm konkursowy na wyższe stanowiska zostaje zlikwidowany, a w to miejsce wchodzi partyjna nominacja. - Jeśli ci wszyscy, którzy zdawali egzaminy do grona urzędników mianowanych, znajdą się teraz w gronie takich, którzy nie muszą zdawać tych egzaminów, a mają takie same prawa - to jest koniec tej instytucji, przynajmniej na jakiś czas - argumentował Jan Rokita z PO. Podczas prac w sejmowych komisjach żadnego znaczenia nie miały liczne opinie prawników, którzy uważali, że część przepisów można uznać za niekonstytucyjne, a inne są niedopracowane. Ustawę o służbie cywilnej poparło 232 posłów, 177 było przeciw, jeden poseł wstrzymał się od głosu. Z kolei za ustawą o państwowym zasobie kadrowym zagłosowało 233 posłów, 174 było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu. Wcześniej Sejm oddalił wnioski PO i SLD o odrzucenie obu ustaw w całości. Posłowie nie przyjęli też żadnej z poprawek i żadnego z wniosków mniejszości proponowanych przez posłów PO i SLD.