"W tych wyborach SLD walczyło o sztandar lewicy z formacją Palikota. Palikot ma jednak problem ze zdefiniowaniem swojego produktu polityczno-marketingowego, nie określa się nawet jako lewica. W efekcie wyborcy woleli głosować na tych, którzy mieli szansę na przekroczenie progu" - ocenia ostatnie wybory do PE dr hab. Norbert Maliszewski, specjalista od marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego.Jego zdaniem, jeśli te wybory potraktować jako prawybory dla przyszłorocznych wyborów parlamentarnych, to prawdopodobne jest, że SLD będzie współrządzić razem z PO i PSL. "Pytanie, jaką będzie miało pozycję" - dodał. Jak ocenił, taktyka, żeby po wyborach dobijać Janusza Palikota et consortes nie jest najlepsza. Lepsze byłoby - dodał - stworzenie silnego frontu lewicowego, wtedy SLD i Miller będzie miał większe znaczenie w rozgrywce politycznej w 2015 r. Natomiast sytuacja Palikota jest, według Maliszewskiego, "trudna, ale nie beznadziejna". "Najtwardszego elektoratu Palikota, światopoglądowo nikt nie zagospodaruje. SLD nie jest w stanie jednocześnie mówić o kryzysie i być liberalne światopoglądowo. Palikot będzie miał więc swoją niszę i formację kanapową z poparciem ok. 3 proc." - przewiduje. Politycy, którzy byli z Palikotem w koalicji Europa Plus Twój Ruch bez mocnego "szyldu partyjnego" wiele nie stworzą - uważa Maliszewski. "Polityków Twojego Ruchu czeka więc polityczny czyściec, muszą przeczekać i podłączyć się do tego szyldu lewicowego SLD, do którego najbardziej pasują. Funkcjonowanie w Twoim Ruchu, do nich nie pasuje, bo Palikot nigdy nie będzie tak lewicowy" - uważa Maliszewski. Z kolei politolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Rafał Chwedoruk ocenia, że SLD, które uzyskało w wyborach trzecią pozycję, czeka "średnie poparcie" ze strony wyborców. "Polska jest państwem, w którym polityka będzie się rozgrywała pomiędzy skrzydłem liberalnym a konserwatywnym, a rolą partii lewicowej jest być trzecią siłą, na poziomie od kilku do kilkunastu procent poparcia, w zależności od koniunktury politycznej" - mówi Chwedoruk. "Podział w społeczeństwie na PiS i PO jest dużo głębszy niż w elitach tych partii, bo te elity mają podobne korzenie. Wybory do PE pokazały to po raz kolejny. SLD osiągnęło sukces w tych wyborach w jednym aspekcie. Okazało się dobrze opancerzone, pokonując tę konkurencję w postaci koalicji Janusza Palikota popieranego przez środowiska Aleksandra Kwaśniewskiego" - ocenia. Zdaniem politologa, potwierdziła się prawidłowość spotykana w państwach naszego regionu - partie lewicowe są w stanie trwać w oparciu o swój sentymentalny elektorat, który z reguły patrzy na czasy przed 1989 r. jako na te lepsze od obecnych. Natomiast, żeby wybić się w górę potrzebują dodatkowych okoliczności. "Są w stanie wybić się w górę wyłącznie w realiach ostrego kryzysu gospodarczego i niepopularnych społecznie reform wprowadzanych przez którąś z wielkich partii prawicowych. U Czechów i Słowaków tak się stało po wprowadzeniu odpłatności za wizyty u lekarza, podobne zjawiska były w Rumunii i Bułgarii, a także w Serbii na tle wysokiego bezrobocia. To samo można powiedzieć o SLD, które w latach 2012-2013 zyskał gwałtownie w sondażach, zyskując nawet czasami do tego maksimum 15 proc. po podniesieniu wieku emerytalnego przez Donalda Tuska i po erupcji bezrobocia. Po ustabilizowaniu się sytuacji gospodarczej w drugiej połowie zeszłego roku, a także kontekście sprawy ukraińskiej, Sojusz mógł się przekonać, że możliwości jego rozwoju są w dużym stopniu zależne od okoliczności zewnętrznych" - wyjaśnia Chwedoruk. SLD ma też, jego zdaniem, ograniczone możliwości budowania frontu lewicowego. "Apele Millera do ludzi lewicy to trochę głos wołającego na puszczy, bo w tym kraju już nie bardzo do kogo jest apelować. Poza SLD poglądy lewicowe deklarują już tylko bardzo nieliczne, ale ideowe i radykalne środowiska, jak na przykład anarchiści. Te środowiska są często antyparlamentarne i nieskore do współpracy, uważają też SLD za nieautentyczną lewicę. Poza nimi nie ma już nikogo, bo jeśli uważniej się wczytamy w poglądy Palikota, to więcej jest tam liberalizmu niż postulatów socjaldemokratycznych" - zauważa politolog. Według Chwedoruka SLD jest w sytuacji bezalternatywnej - musi bronić swojej tożsamości i odrębności, i sytuować się pomiędzy PO a PiS-sem, tak żeby wygrywać spory pomiędzy tymi partiami, polemizować z PO w kwestiach gospodarczych, a z PiS-em w kwestiach historycznych i dotyczących Kocioła, i czekać na kolejną dekoniunkturę gospodarczą, by zyskać w sondażach. "W każdej dyskusji o lewicy w Polsce należy pamiętać, że nawet przed wojną Polska Partia Socjalistyczna w szczycie swojej popularności dostała 13 proc. głosów. Wynik SLD z 2001 r. to był ewenement, to był plebiscyt przeciwko rządowi Jerzego Buzka, a nie zinternalizowanie lewicowych wartości przez 40 proc. wyborców. SLD powinno wiec nauczyć się działania w realiach partii średniej wielkości, a nie żyć wspomnieniami. Jak bolesne jest życie wspomnieniami dawnych sukcesów przekonał się w tych wyborach Aleksander Kwaśniewski" - podkreślił Chwedoruk. Wybory do PE wygrała PO, minimalną przewagą pokonując PiS. PO uzyskała 32,13 proc. głosów wyborców, co dało jej 19 mandatów w PE. Drugie miejsce zajęło PiS z 31,78 proc. głosów i również 19 mandatami. Koalicja SLD-UP zdobyła 9,44 proc. proc. poparcie, co dało jej 5 mandatów i trzecie miejsce w wyborach. Próg wyborczy przekroczyły jeszcze: Nowa Prawica, która uzyskała 7,15 proc. i PSL - 6,8 proc. Taki rezultat dał obu tym ugrupowaniom po 4 mandaty w europarlamencie. Progu wyborczego nie przekroczyła m.in. koalicja Europa Plus Twój Ruch, uzyskując tylko 3,58 proc. poparcia.