Tymczasem wicedyrektor gabinetu prezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak, komentując apel Dominiaka zaznaczył, że Ratusz nie ma prawa ingerować, ponieważ krzyż nie stoi na gruncie miejskim, lecz na terenie, którego dysponentem jest Kancelaria Prezydenta. Według Bartosza Dominiaka, który jest warszawskim radnym, trzeba doprowadzić do przeniesienia krzyża "w godne miejsce, (...) czyli do kościoła" i "jak najszybciej, bo inaczej będzie eskalacja tego konfliktu". Dominiak zwołał w niedzielę briefing prasowy na Krakowskim Przedmieściu, w sąsiedztwie krzyża; przedstawił dziennikarzom swoje pismo skierowane do Hanny Gronkiewicz-Waltz w związku z nieskuteczną próbą przeniesienia krzyża. W piśmie tym podkreślił, że władze publiczne zawarły w sprawie krzyża porozumienie z przedstawicielami władz kościelnych i harcerzami, które opierało się "na wzajemnym zaufaniu i trosce o pokojowe rozwiązanie narastającego konfliktu". "Niestety, porozumienie nie zostało zrealizowane, a zaangażowanie władz publicznych w tę nieskuteczną próbę naraziło na szwank ich autorytet" - napisał Dominiak. "Władza publiczna musi być konsekwentna, inaczej wystawia się na pośmiewisko. Skoro powiedziało się 'A' (miasto wzięło aktywny udział w próbie przeniesienia krzyża), to teraz należy powiedzieć 'B' i dalej dążyć wszystkimi, zgodnymi z prawem metodami do przywrócenia ładu i porządku na Krakowskim Przedmieściu" - czytamy w piśmie. Wiceszef SdPl zaapelował do Gronkiewicz-Waltz, by wzięła "dalszą odpowiedzialność za skuteczne przywrócenie tego fragmentu Traktu Królewskiego do stanu sprzed katastrofy samolotu prezydenckiego". W niedzielnej rozmowie z dziennikarzami Dominiak ocenił, że w kwestii krzyża państwo wykazało słabość. - Państwo poddało się swoistemu terrorowi. A z terrorystami nie powinno się negocjować - mówił. W czasie, gdy Dominiak rozmawiał z dziennikarzami, zbliżyła się do niego grupka zwolenników pozostawienia krzyża przed Pałacem Prezydenckim, by - w zasięgu mikrofonów i kamer - głośno komentować jego słowa. Padł np. komentarz: "Gada jak nawiedzony". Dominiak zapewnił - odpowiadając na pytanie dziennikarzy - że jego briefing nie jest "próbą zbijania własnego kapitału politycznego na kwestii krzyża". W piśmie do Gronkiewicz-Waltz wiceprzewodniczy SdPl podkreślił, że deklaruje poparcie dla wszelkich działań, które będą zmierzały do upamiętnienia 96 ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem z 10 kwietnia. Poparł m.in. ideę pamiątkowej tablicy zawierającej nazwiska wszystkich osób, które poniosły śmierć w tej katastrofie. Poproszony o komentarz ze strony Ratusza wicedyrektor gabinetu prezydent Warszawy Jarosław Jóźwiak tłumaczył, że dysponentem terenu przed Pałacem Prezydenckim, na którym stoi krzyż jest Kancelaria Prezydenta, a nie urząd miasta. Jóźwiak powiedział, że przed 3 sierpnia, gdy miała miejsce próba przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny, strona kościelna i Kancelaria Prezydenta skierowały do Ratusza prośbę o zabezpieczenie drogi przemarszu przez funkcjonariuszy straży miejskiej. - Funkcjonariusze miejscy mieli zabezpieczyć trasę i to czynili. Jednak stronami porozumienia i stronami problemu były Kancelaria Prezydenta, Kuria i harcerze. Raczej nie jest możliwe, by miasto ingerowało w nie swój teren, nie swoją przestrzeń - powiedział Jóźwiak. Zaznaczył, że "miasto aktywnie włącza się w porządkowanie Krakowskiego Przedmieścia ze zniczy, z kwiatów, z tego, co się pojawia na terenie miejskim; natomiast krzyż to sprawa Kancelarii Prezydenta, harcerzy i Kurii". Porozumienie podpisane pod koniec lipca przez warszawską kurię, Kancelarię Prezydenta, organizacje harcerskie i duszpasterstwo akademickie kościoła św. Anny zakładało, że 3 sierpnia odbędzie się uroczyste przeniesienia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny. Dwa dni później uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę. Jednak 3 sierpnia tłum przybyły w okolice Pałacu uniemożliwił przeniesienie krzyża. Krzyż przed Pałacem Prezydenckim ustawili harcerze w czasie żałoby narodowej; upamiętniał ofiary katastrofy smoleńskiej.