Policja ocenia, że zgromadzenie przebiegło spokojnie i bez większych incydentów. Spotkanie rozpoczęło się o godz. 21 od odśpiewania Apelu Jasnogórskiego, który był transmitowany z Radia Maryja przez głośniki. Wielu przybyłych przyniosło ze sobą polskie flagi, kwiaty, niektórzy a także drewniane krzyże i święte obrazy. Były też transparenty z hasłami: "Amatorszczyzna czy zdrada stanu? Tusk przed Trybunał Stanu", "Gdzie jest nasza suwerenność? Postawa rządu ws. katastrofy to wstyd i hańba dla Polski". Przed Pałacem rozdawane były znicze, wręczał je m.in. redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz. Ok. 21 na Krakowskie Przedmieście przybył - przywitany odśpiewaniem "Sto lat" - Jarosław Kaczyński. - Przyszedłem tu zapalić znicz za brata, bratową, za wszystkich poległych, za wszystkich ludzi, którzy byli mi szczególnie bliscy(...). To jest jedyna intencja, z którą przyszedłem - powiedział. Gdy prezes PiS przyjechał, fotoreporterzy i kamerzyści próbowali przedostać się do niego jak najbliżej; odpychali ich ludzie zgromadzeni przy prezesie PiS. Przez kilkanaście minut, mimo że przez megafony słychać było Apel Jasnogórski, na Krakowskim Przedmieściu trwały przepychanki i kłótnie. "Kłamali przez pięć lat, teraz się przepychają" - nie kryli emocji zgromadzeni. Przez megafon padły słowa: "Paparazzi, gdzie jest wasza kultura?". Także sam Kaczyński apelował o umożliwienie mu swobodnego zapalenia znicza. - Proszę państwa, ja jeszcze raz apeluję do państwa dziennikarzy o to, żeby się zachowywali w sposób właściwy. Powtarzam: jeszcze raz apeluję o spokój. Chodzi o to, żeby uczcić tutaj pamięć tych, którzy polegli. Ale to, co tutaj się dzieje, pokazuje, że rzeczywiście tu się nie da. (...) Ja chcę zapalić jeszcze trochę zniczy, ale one nie mogą do mnie dojść, bo taki jest tłok - mówił prezes PiS. Sytuację opanował w końcu ksiądz Stanisław Małkowski; prezes PiS zapalił kilka zniczy, w tym czasie przez megafon odmawiana była modlitwa w intencji różnych osób. Potem zebrani śpiewali Apel Jasnogórski i odmówiono modlitwę "Zdrowaś Mario". Kaczyński, odnosząc się do przeniesienia w czwartek rano krzyża do kaplicy w Pałacu Prezydenckim, powiedział, że "został zlikwidowany krzyż pod osłoną policji i barier, (krzyż) który był swego rodzaju substytutem pomnika". Według policji zgromadzenie przebiegało spokojnie i obyło się bez poważniejszych incydentów. Z tłumu słychać było jedynie okrzyki i śpiewy zwolenników, bądź przeciwników obecności krzyża pod Pałacem. Podczas gdy część osób śpiewała Apel Jasnogórski, "Boże coś Polskę" czy "Bogurodzicę", inni śpiewali m.in. "Szła dzieweczka do laseczka", "Rozszumiały się wierzby płaczące". W tłumie wyróżniała się też grupa młodych ludzi, którzy podskakiwali, skandując: "Kto nie skacze, broni krzyża hop, hop". Dwukrotnie został zaatakowany i uderzony mężczyzna, który blisko Jarosława Kaczyńskiego, w trakcie modlitwy krzyczał: "Precz z PiS". Krakowskie Przedmieście było przez ponad godzinę zamknięte dla ruchu. Ok. godz. 21.45 zgromadzenie opuścił Kaczyński, a naczelny "Gazety Polskiej" zaapelował o niezabieranie palących się zniczy do domów, ale ustawienie ich na miejscu, "tak jak w stanie wojennym", w kształcie krzyża. Organizatorzy czwartkowego zgromadzenia (zapraszał na nie m.in. portal Niezalezna.pl) apelowali do rozchodzących się, by wrócić w to miejsce także w piątek o godz. 18, kiedy przed Pałacem Prezydenckim układany ma być krzyż z kwiatów.