Wieczorem po zakończeniu mszy świętej w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej w archikatedrze św. Jana Chrzciciela pod Pałac Prezydencki wyruszył "marsz pamięci". Pochód uformował się około godz. 20.30 na Placu Zamkowym, tuż przed godz. 21 jego uczestnicy doszli przed pałac, gdzie złożyli wieniec z biało-czerwonych kwiatów ułożonych w krzyż. - Chcemy, by ten kraj był rzeczywiście nasz, by nikt nam nie narzucał obyczajów, by nikt nie ośmielał się uczynić tego, co czyniono w tym miejscu tak niedawno temu, by nikt nie ośmielił się znieważać krzyża, który jest znakiem naszej wiary i jest także związany z historią naszego narodu - powiedział prezes PiS. Dodał, że "nie ma polskiej historii bez krzyża". - To znieważanie, które się tutaj odbywało, to łamanie wszelkich reguł, a także łamanie prawa za zgodą rządzących, a może nawet z poduszczenia rządzących, to podnoszenie ręki na Polskę - powiedział Kaczyński. "Chodzi o prawo do prawdy" Prezes PiS mówił, że zgromadzeni domagają się prawa do prawdy oraz prawa, by czcić tych, których czcić chcą. - Chodzi nam przecież przede wszystkim o to elementarne prawo, prawo do wolnego narodu, prawo do prawdy - powiedział Kaczyński. Mówił, że chodzi także o prawdę bolesną i niewygodną. Zaznaczył, że "przychodzimy po to prawo, bo jesteśmy wolnymi Polakami i chcemy być wolnymi Polakami". Prezes PiS powiedział, że zgromadzeni domagają się "prawa do tego, by móc czcić tych, których czcić chcemy tych, którzy weszli do naszej historii, dobrze służyli ojczyźnie i którzy tak nagle zginęli, którzy polegli pod Smoleńskiem". - Mamy do tego prawo jako obywatele, jako Polacy, jako w większości katolicy - powiedział Kaczyński. - To prawo jest nam dzisiaj odbierane przez tych, którzy nie potrafią się wznieść ponad swoje małostkowe interesy, drobne gry, są (...) po prostu złymi ludźmi. Nie chcemy rządów złych ludzi - mówił Kaczyński. Zgromadzeni odpowiedzieli brawami i skandowaniem: "nie chcemy, nie chcemy". Kaczyński pytał też, kto w 1989 r. mógł sobie wyobrażać, że 20 lat później "pierwszy prezydent Rzeczypospolitej, który nie był nigdy w PZPR" i "którego nie ma w odpowiednich kartotekach IPN", "pierwszy taki prezydent, pierwszy, który był odpowiednio wykształcony" będzie "przedmiotem takiej nienawiści". W opinii Jarosława Kaczyńskiego "ta nienawiść, która trwa aż za grób", wynika z tego, że jego brat "był pierwszym prezydentem wybranym i jednocześnie był człowiekiem, o którym można powiedzieć, że był godzien tego urzędu". Kaczyński podkreślił, że nieraz w historii było tak, że zło triumfowało, ale później przychodził czas, kiedy ludzie przejrzeli na oczy i władza przechodziła w ręce tych, którzy byli tego godni. - Tak będzie i w Polsce. Bądźcie tego pewni. Zwyciężymy - zakończył przemówienie prezes PiS. Tłum odpowiedział skandowaniem "Zwyciężymy, zwyciężymy". Następnie odśpiewano hymn narodowy. Część zgromadzonych trzymała zapalone pochodnie i znicze, flagi narodowe oraz krzyże. Widoczne były napisy m.in.: "To nie był zwykły wypadek", "Rządzą nami tchórze i chłoptasie" i "TU154SK". Zgromadzeni skandowali m.in.: "Oddajcie krzyż", "Krzyż jest narodu", a na wieść, że zepsuł się samolot żony prezydenta Anny Komorowskiej: "Niech nie wraca, niech zostanie". Spokojnie, bez poważniejszych incydentów Rzecznik komendanta stołecznego policji Maciej Karczyński poinformował, iż zgromadzenie przebiegło spokojnie, bez poważniejszych incydentów. Uczestnicy głównie się modlili i śpiewali pieśni religijne oraz patriotyczne. Jedynie, gdy Jarosław Kaczyński zbliżał się do barierek pod Pałacem Prezydenckim zgromadzeni nie dopuścili do niego dziennikarzy - były przepychanki i wymiana ciosów. Zamieszanie nie trwało jednak długo. Organizatorzy oficjalnie zakończyli zgromadzenie przed godz. 21.30, ale jednocześnie zachęcali ludzi do pozostania przed Pałacem. Ok. godz. 22 policja przywróciła ruch na Krakowskim Przedmieściu, wtedy też ucichły głośne śpiewy. Na chodniku było jednak wówczas ok. 200 osób. W połowie września krzyż, ustawiony 15 kwietnia przed pałacem w czasie żałoby po ofiarach katastrofy smoleńskiej, został przeniesiony do pałacowej kaplicy. W katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka Maria.