grozi kara do 8, a - do 10 lat więzienia. Zeznaniom Anety Krawczyk przysłuchiwał się jedynie Łyżwiński. Lepper, który odpowiada z wolnej stopy, zaledwie po 40 minutach, jeszcze przed zeznaniami świadka, opuścił sąd. Nie chciał powiedzieć, jaki był tego powód, zasłaniając się tajnością procesu; mówił, że nic się nie stało i "po prostu wyszedł, bo nie musi uczestniczyć w rozprawie". Jeden z jego obrońców mec. Wiesław Żurawski powiedział, by "nie szukać sensacji w zwykłym wyjściu z sali". Krawczyk stawiła się na rozprawę ze swoim pełnomocnikiem. Przed rozprawą mówiła, że nie boi się spojrzeć Lepperowi w oczy. Zapytana jak poradzi sobie z uszczypliwymi pytaniami powiedziała, że "będzie mdleć". Wychodząc jednak z sali na przerwę kobieta była roztrzęsiona i widać było, że płakała. Twarz zakrywały jej duże, ciemne okulary. Po rozprawie Krawczyk nie chciała rozmawiać z dziennikarzami, twierdząc, że jest zmęczona. Jej pełnomocnik Agata Kalińska-Moc przyznała, że jej klientka bardzo przeżywa emocjonalnie te zeznania. - Przeżywa bardzo, kolejny (raz), ale już po raz ostatni musi opisywać przebieg spotkań. Jest to bardzo bolesne, na pewno stresujące. Ale w pełni świadomie pani Aneta to podjęła i dalej to robi - powiedziała Kalińska-Moc. Dodała, że jej klientka nie będzie niczego komentować, bo proces jest utajniony i nie skończyła jeszcze składać zeznań. Ma je kontynuować we wtorek na kolejnej rozprawie. Jeden z obrońców Leppera, mec. Robert Dzięciołowicz ujawnił, że prokurator wnioskował, aby Krawczyk zeznawała pod nieobecność oskarżonych. Sąd - po sprzeciwie obrony - oddalił jednak ten wniosek. Dzięciołowicz dodał, że świadek zeznaje, odpowiadając na pytania sądu. Obrońca ma co do takiej formy zeznań wątpliwości. - Niewykluczone, że obrona wyrazi to w formie oświadczenia do protokołu - zaznaczył.