Seremet w przesłanym PAP oświadczeniu odniósł się w ten sposób do nagranej wypowiedzi Wróblewskiego, która pojawiła się w internecie. W krótkim filmie pt. "Mniejsza o trotyl", powiedział on, że Seremet "ani razu" w czasie rozmowy z nim "nie zasugerował, że te cząsteczki mogą wskazywać na inne pochodzenie niż materiał wybuchowy". Dodał, że Seremet przyznał, że prokuratura od kilkunastu dni posiada informacje o obecności we wraku tupolewa wysokoenergetycznych cząstek, które mogą wchodzić w skład materiałów wybuchowych, ale nie jest jeszcze w stanie stwierdzić, jakiego pochodzenia są te cząsteczki. Rozmowa Wróblewskiego odbyła się w obecności rzecznika PG Mateusza Martyniuka. - Na spotkaniu u prokuratora Seremeta, jego rzecznik, prok. Martyniuk, przyznał mi, że nie tylko"Rzeczpospolita" wie o sprawie i myślę, że tak było - dodał Wróblewski. Pytany o swą rozmowę z naczelnym "Rz" przed jej publikacją, Seremet mówił już wcześniej, że Wróblewski prosił o spotkanie, twierdząc, że ma "ważną wiadomość o wadze właściwie równej z racją stanu". - Powiedziałem wtedy, że mogę potwierdzić, że podczas oględzin i badań wraku w Smoleńsku narzędzia pomiarowe używane przez biegłych wykazały istnienie jakichś materiałów wysokoenergetycznych, podobnych do materiałów wybuchowych, ale żeby z tego powodu nie wyciągać żadnych, a szczególnie takich wniosków, które byłyby równoznaczne z tym, że użyto takich materiałów przeciwko czy wobec tego samolotu - relacjonował Seremet. Z dalszej relacji Seremeta wynikało, że gdy Wróblewski powiedział mu, że chce by wiedział, że "Rz" taki tekst przygotowuje - on odparł, żeby powstrzymali się z publikacją tego tekstu do czasu umożliwienia prokuraturze odniesienia się do tego w sposób merytoryczny. - Odniosłem wrażenie, że redaktor, wychodząc z mojego pomieszczenia, przyjął moją propozycję - relacjonował Seremet. Podkreślił, że byłby daleki od jakiejkolwiek próby wpływania na podjęcie decyzji przez redakcję, natomiast uznał, że jest to "na tyle ważna sprawa, że podana w takim właśnie, pozbawionym stosowanego komentarza, w takiej postaci, może spowodować bardzo poważne konsekwencje". Przyznał, że "do pewnego stopnia" czuje się zmanipulowany, bo spodziewał się, że tekst będzie opublikowany łącznie z tym stanowiskiem prokuratury. - Domyślam się, że redaktor po rozmowie ze mną uznał, że ma potwierdzenie - dodał Seremet. Prokurator generalny powiedział też, że jeszcze przed północą wiedział, że tekst zostanie opublikowany i obawiał się, że "wywoła takie skutki, jakie wywołał". Pod koniec października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku znaleźli ślady trotylu i nitrogliceryny. Po publikacji prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Wskazała tylko, że znalezione ślady mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wyjaśniał tego dnia szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków. Dodał, że wielokrotnie sygnalizowały one możliwość wystąpienia związków chemicznych o budowie podobnej do materiałów wysokoenergetycznych; reagowały np. na namiot wykonany z PCV. Rada Nadzorcza Presspubliki, wydawcy "Rz", uznała tekst autorstwa Cezarego Gmyza "Trotyl we wraku tupolewa" za nierzetelny i nienależycie udokumentowany. Pracę w gazecie stracił w związku z tym Gmyz, a także Wróblewski, jego zastępca Bartosz Marczuk i szef działu krajowego Mariusz Staniszewski.