Jak podkreślał w TVN24, akta śledztwa nie zostały ujawnione z powodu "przecieku z prokuratury", lecz w wyniku wykonania przez prokuraturę obowiązku przekazania materiałów śledztwa stronom - czyli obrońcom podejrzanych lub pełnomocnikom osób o statusie pokrzywdzonych w tym postępowaniu. "Wszelkie tropy wskazują na te osoby" - dodał podkreślając, że do ujawnienia doszło nie z powodu zaniedbania ze strony prokuratury, "tylko naruszenia prawa przez osobę, która legalnie weszła w posiadanie danych". Przypomniał, że prokurator jest zobowiązany udostępnić stronom do zapoznania się nawet dane opatrzone klauzulą tajności. Prokurator generalny dodał, że w całej sprawie "są interesujące tropy". "Myślę, że w najbliższym czasie zostaną one przez prokuraturę urealnione" - zaznaczył. Jak powiedział, na ujawnionych w internecie zdjęciach zatarto ślady pozwalające na identyfikację np. aparatu, którym zostały wykonane, niemniej "pewne ślady pozostawiono". Nie ujawnił, o jakie ślady chodzi. Seremet powiedział, że o tych "uwarunkowaniach prawnych" rozmawiał we wtorek po południu z premier Ewą Kopacz. "Pani premier wyraziła swoje niezadowolenie tą sytuacją - z czym i ja się zgadzam" - dodał. Powtórzył on, że ABW i CBŚ podejmowały w USA próbę zablokowania publikacji Zbigniewa S., który na swoim profilu jednego z portali społecznościowych zamieścił kilka tysięcy fotokopii akt śledztwa. "Lecz spotkano się z odmową, bo prawo amerykańskie na to nie pozwala" - powiedział prokurator generalny. Jak mówił, według jego oceny, w ujawnionych bez zgody prokuratora materiałach nie ma tzw. danych wrażliwych. "Według ustawy nie są danymi ani nazwiska osób przesłuchujących, ani nawet adres zamieszkania szefa CBA. Pan Wojtunik (szef CBA - PAP) nie ubiegał się u prokuratora o utajnienie jego adresu" - dodał Seremet, przypominając, że uchwalona z inicjatywy ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego ustawa o ochronie świadka i pokrzywdzonego obowiązuje dopiero od kwietnia i pozwala ona świadkom oraz ofiarom przestępstw zwracać się do prokuratora o utajnienie np. ich adresów. Zdjęcia kilkunastu tomów akt śledztwa w sprawie tzw. afery podsłuchowej, które prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, opublikowano na jednym z portali społecznościowych na profilach Zbigniewa S. i jego gazety. Media określają S. mianem "kontrowersyjnego przedsiębiorcy", który prowadzi "prywatną wojnę z policją i państwowymi instytucjami"; piszą też o ciążących na nim wyrokach sądowych za oszustwa. W przeszłości S. był asystentem posłanki Samoobrony Wandy Łyżwińskiej i doradcą Andrzeja Leppera. Za publiczne rozpowszechnianie bez zezwolenia materiałów ze śledztwa grozi grzywna, ograniczenie wolności lub kara do lat dwóch pozbawienia wolności. O wszczęcie śledztwa wystąpiła praska prokuratura. Wszczęła je już Prokuratura Okręgowa w Warszawie.