- Przedstawia w książce swoją linię obrony? - pyta gazeta Pawła K., wydawcę, który wczoraj w procesie Andrzeja S. zeznawał jako świadek. - Nie, tekst jest bardziej teoretyczny - odpowiada wydawca. - Koncentruje się na typologii zjawiska pedofilii. Na końcu Andrzej proponuje terapię, która polegałaby na wzbudzaniu u tych ludzi uczuć wyższych, takich jak opiekuńczość wobec dzieci. Budowanie z dzieckiem innych relacji niż tylko jako z obiektem seksualnym. Dopuszcza nawet kontakt pedofila z dzieckiem, choć pod pełną psychologiczną kontrolą. To nie jest linia obrony, bo umawialiśmy się na tę książkę w kwietniu 2004 r., kilka miesięcy przed aresztowaniem. W areszcie powstało też kilka opowiadań, w tym jedno na kanwie głośnego przed kilku laty samobójstwa dwojga nastolatków w Szczecińskiem. Andrzej S. odpowiada za molestowanie seksualne chłopca i dziewczynki, udostępnianie im zdjęć i przedmiotów o charakterze pornograficznym (np. wibratorów). Grozi mu do 10 lat więzienia. Jego proces przed warszawskim sądem trwa od czerwca ubiegłego roku. W głośnym wywiadzie dla "Gazety" w ub. roku Andrzej S. tłumaczył, że w terapii dzieci autystycznych wykorzystywał elementy związane z seksualnością, takie jak zamiana płci poprzez przebieranie, pokazywanie zdjęć czy wibratorów. Miały one otworzyć dzieci.