"Nie byłem współpracownikiem SB, lecz jej ofiarą" - mówi Andrzej Przyłębski z rozmowie z dziennikarzem "Sieci". Wyjaśnia, że jesienią lub zimą 1979 roku stanowczo odmówił współpracy po powrocie z Wielkiej Brytanii. Tłumaczy także, jak doszło do współpracy: "Przez ponad rok byłem inwigilowany przez rezydenta i postawiony w sytuacji bez wyjścia w momencie ubiegania się o zgodę na wyjazd". Dodaje, że myślał o wyjeździe z PRL na zawsze, bo nie widział tam dla siebie przyszłości. Mówił także o tym, że grożono mu, iż zostanie usunięty z uczelni. Andrzej Przyłębski skarży się także na nagonkę mediów. "Słuchanie obelg i niezasłużonej krytyki nie nastraja optymistycznie. Starałem się być ponad tym całym błotem i pracować normalnie" - mówi. Więcej w tygodniku "Sieci".