"Uprzejmie informuję, że podjąłem decyzję o rezygnacji ze startu w zbliżających się wyborach do parlamentu RP. Pojawiające się w mediach nieprawdziwe informacje na mój temat nie tylko naruszają moje dobre imię, ale także wpływają negatywnie na sytuację Platformy Obywatelskiej w tym bardzo trudnym przedwyborczym czasie. Podjąłem tę decyzję z myślą o dobru partii, z którą jestem związany od początku jej istnienia, i jak najlepszym dla niej wyników wyborów" - napisał Biernat w oświadczeniu. Jak dodał, ze startu w wyborach zrezygnował także ze względu na dobro swej rodziny, "która od przeszło pół roku jest bezpodstawnie atakowana i pomawiana". Politycy z otoczenia Biernata zapewniali, że decyzję o rezygnacji ze startu podjął on sam. - Miał już dość, został zaszczuty - powiedział jeden z jego stronników. Od współpracowników Kopacz można było jednak w piątek usłyszeć, że uczynił to po rozmowie z szefową rządu. - Wiadomo, że Ewa dąży do tego, by wynik Platformy był jak najlepszy, więc rozmawiała na ten temat również z Andrzejem - powiedział jeden z doradców Kopacz. Biernat, którego nazwisko przewijało się w tzw. aferze podsłuchowej, podczas środowego posiedzenia zarządu złożył rezygnację z funkcji sekretarza generalnego PO.