Robert Mazurek, RMF FM: Dzień dobry, witam państwa serdecznie w ostatniej rozmowie przed wakacjami, a moim gościem w tej nadzwyczajnej rozmowie jest legenda - były redaktor naczelny kwartalnika "Harcerz Sanocki", bożyszcze kobiet, mężczyzn, płci wszelakiej. Konferansjer, autor tekstów, dziennikarz RMF Classic, przed państwem Artur Andrus. Artur Andrus: - Dzień dobry. Myślałem, że będzie pan śpiewał, proszę pana. - Nie, o tej porze? Ja się rozśpiewuję o tej porze ewentualnie, ale nie śpiewam. Nie będziemy udawali, że jesteśmy na "pan", prawda? - Nie udawajmy. Nie udawajmy, znamy się mój drogi od tylu lat, że w zasadzie głupio się przyznać. - Więcej niż wolna Polska. Nie, tyle samo i wstyd się przyznać, bo myśmy nie tylko razem studiowali, ale nawet razem wynajmowaliśmy mieszkanie, więc znam tę postać, jak zły szeląg, a on mnie jak dobry. - Nie, ja myślałem, że tutaj jakieś zaległości w opłatach czynszowych zaczną być wyciągane na początku, bo to ten wynajem mnie zaniepokoił. Słuchaj, koniec roku. Twoje dzieci przyniosły jakieś świadectwa, albo przyniosą? - Nie tylko swoje - pozbierały z całego osiedla, bo dużo świadectw leżało na ulicach... Nie, przecież jeszcze dzieci nie dostały świadectw. Jeszcze nie, zaraz dostaną. A poza tym, ty nie masz dzieci, chcę przypomnieć. - No nie bardzo, no tak, ale mam zaprzyjaźnione różne dzieci, które chodzą, roznoszą świadectwa. To są świadectwa opłat, to się nie liczy, mój drogi. A ty dostawałeś świadectwa z czerwonym paskiem? Byłeś prymusem? - Byłem prymusem, bardzo dużo takich świadectw miałem w kolekcji, nawet to w pewnym momencie - zauważyłem - przestało interesować moją rodzinę. Było to już tak naturalne, że przyniosę świadectwo z paskiem, że żadnego wrażenia to nie robiło. Tak i nic, żadnych nagród? Nie byłeś dopieszczany jakoś szczególnie? Arturku, ty nasze złotko? - Nie no, Arturku, ty nasze złotko to ja byłem na co dzień, więc dlaczego miałem mieć.... Bardzo chciałbym serdecznie pozdrowić jedną z moich ulubionych mam, czyli mamę Andrusową. Kłaniam się nisko, naprawdę. - A ja mamę Mazurkową pozdrawiam, która też pewnie świadectwa z czerwonym paskiem widywała. Tak, mój brat się dobrze uczył. Słuchaj mój drogi, to szkołę jakoś przetrwałeś bezboleśnie w związku z tym? - Tak, to były miłe szkoły. Pierwsza szkoła w Zabrodziu koło Soliny. Matko Boska. - Nas było chyba pięcioro w pierwszej klasie. Proszę państwa, bo tego jeszcze nie powiedziałem - to jest człowiek z Bieszczad, prawdziwy, naturalny bieszczadzki kowboj. - Tak. I tam nas było pięcioro w pierwszej klasie. A w związku z tym, że były dwie klasy w szkole i jedna nauczycielka, to myśmy mieli razem lekcje - pierwsza i druga klasa. Dlatego tak się szybciej rozwinąłem. Oj się rozwinąłeś, naprawdę. No dobrze, ale później byłeś też na studiach i ja już to pamiętam. - Byłem. Też byłeś rozwinięty, nad podziw. - Jak się od dobrej podstawówki zacznie, to potem i na studia zostaje. Chciałbyś coś opowiedzieć państwu, czy ja będę tak od ciebie wyciągał jak od jakiegoś takiego gościa nieprzytomnego. - Studia były dziennikarskie, Uniwersytet Warszawski. Wydawało się, że bardzo poważne studia, bo było dużo kandydatów wtedy. Ja pamiętam, że mi mówiono: o, trudny kierunek pan sobie wybrał, bo to jest bardzo dużo kandydatów. Bardzo miło się studiowało, bo to ciekawy okres, kiedy zachęcano nas do prasy. Co za banały proszę państwa. Teraz zostałeś komentatorem. Komentujesz rzeczywistość, także polityczną. To pytanie, które się nasuwa - skąd tak mądry człowiek czerpie wiedzę o Polsce? - Głównie z gazet, ale niedawno zafascynowałem się gazetami lokalnymi. Jak bardzo lokalnymi? - Bardzo lokalnymi, im bardziej tym lepiej. Jak sobie jeżdżę po kraju, to sobie kupuję. Co prawda zaczynam lekturę takich gazet od dosyć dziwnych miejsc - na przykład ogłoszenia drobne - i cieszę się, że jeszcze są. Tak, że już nie tylko w internecie. - I tam jest opis prawdziwego życia. Mogę coś zacytować? Możesz, proszę bardzo. - Gazeta Regionalna, to są ogłoszenia drobne. Skąd jest ten region? - Ze Zgorzelca, Bogatyni, Lubania i okolic na przykład. Ziemie odzyskane - NRD. - Tak jest. Tu jest na przykład takie ogłoszenie: szukam wspólnika do wydobycia wraku samolotu niemieckiego lub czekam na inne propozycje. Chodzi o inne samoloty? - Nie wiem. Ale dzwoniłeś. - Nie, nie dzwoniłem, na razie się tylko tym zainteresowałem, ale telefon mam na wszelki wypadek. Dobrze, jakby ktoś z państwa chciał, to Artur udostępni. - Jak będę miał jakąś inną propozycję, to wtedy zadzwonię z czymś takim.Masz jeszcze jakieś inne ciekawe?- Ogłoszenie? Np. "sprzedam 20 klatek dla kanarków. Duże. Mogą być dla papug". To jest precyzyjnie, ładnie zrobione.Pytałem cię skąd czerpiesz informacje o świecie, a nie tematy do swoich wygłupów.- Ale to też z gazet. Proszę, "Czas Brodnicy": "Na jeziorze Księże wędkowali dwa razy. Najpierw towarzyskie zawody spinningowe z łódek o puchar posła Zbigniewa Sosnowskiego zorganizowano 30 września. Na stracie stanęło 22 zawodników, ale jak się okazało, przez 4 godziny żadna ryba nie dała się złapać. Wędkarze zjedli zatem na koniec kiełbaski z rusztu i zarządzono dogrywkę na 7 października".Dobrze, to już dalej nie czytaj. Słuchaj, ale skoro pojawił się tutaj poseł, to ja będę cię pytał o politykę. Najpierw takie pytanie: Czy tak znany celebryta, jak ty, był kuszony przez rozmaite partie? Że może byś wystartował z jakieś listy?- Nie, nigdy nie dostałem takiej propozycji.Ale byś ją przyjął, jakbyś dostał.- Nie, nie przyjąłbym. Na szczęście żadnej partii się nie kojarzę na tyle...Ty się żadnej partii nie boisz.- Ja się żadnej partii nie boję, ale żadna partia chyba nie bierze poważnie tego typu...Ale dlaczego? moim zdaniem wyglądasz jak urodzony senator. - Ale jak to "urodzony"? Tak się mówi, "w czepku urodzony" albo na przykład "urodzony senator" albo mówi się na przykład "wykapany tata". - Bo jestem siwy? Siwy to od razu? Siwy to ja jestem, mój drogi. - To nie jest jeszcze powód, żeby zostać senatorem. Chociaż jak widzę, niektórzy mają nawet mniej powodów, a zostają. No właśnie, więc może byś się zastanowił nad tą karierą. Słuchaj, a czy "Szkło kontaktowe", w którym występujesz, nie jest takim elementem tego, że właśnie się zaangażowałeś politycznie? Przez wielu ludzi i "Szkło kontaktowe" i "W tyle wizji" są postrzegane jako takie dwa okręty flagowe i się nawalacie. I tam... trwa walka. - Nie, ja tam zacząłem chodzić ze względów towarzyskich, bo to koledzy z radia założyli ten program. I dalej to tak traktuję. I jak mi pokazują jakiegoś polityka i mówią: "Co ja o tym myślę?", to ja myślę o tym tylko w kategoriach takich - a czy on jest zabawny czy nie jest. Żadnego poważnego komentarza jeszcze tam nigdy nie wygłosiłem. I mam nadzieję, że nigdy nie wygłoszę. I nikt tego poważnie nie potraktuje. To ja w takim razie proszę cię o poważną radę - jak przetrwać czas poważnych napięć politycznych - przed nami bowiem dziwne wakacje. Wszyscy będą jeździli na wieś, do miasta, będą ludzi łapali na ulicach i przekonywali do siebie. Bo jest kampania wyborcza - nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę? - Tak. Jak przetrwać kampanię wyborczą i nie dać się zwariować? Radzi państwu Artur Andrus. - Przede wszystkim pewnie ci wszyscy kandydaci pojadą w miejsca, gdzie jest dużo ludzi. Czyli ja bym unikał miejsc, w których jest dużo ludzi. Wszystkie kurorty bym sobie odpuścił w tym roku w wakacje, bo tam będą rozdawali ulotki, będą chodzili po plaży. To jest rada pierwsza. Druga? - Spróbować poszukać takich miejsc, w których nie ma zasięgu Internetu i telefonu komórkowego. Ja pamiętam - co prawda to kilkanaście lat temu było - ale na Mazurach, jak było się na wakacjach, to zasięg był tylko w jednym miejscu, pod krzyżem na wsi. Tam się przyjeżdżało. Naprawdę, ja tam wieczorami... Pod krzyżem to jest zasięg modlitewny, mój drogi. - Ja wiem. Ale być może to teraz działa w drugą stronę - że tam pod krzyżem nie ma już teraz zasięgu. I siedzieć sobie pod tym krzyżem spokojnie i spędzać wakacje. To jest taka druga rada. A trzecia rada, to na przykład przy spotkaniach takich wakacyjnych, typowych, grillowych, nie zadawać otwartych pytań typu "no... no...".