Uczestniczy w nich ok. 7 tys. żołnierzy, ok. 1,4 tys. pojazdów, 43 statki powietrzne i 19 okrętów. Celem ćwiczenia jest zgrywanie wszystkich szczebli dowodzenia oraz doskonalenie działania wojsk, także ich współpracy z siłami pozamilitarnymi - np. cywilnymi sztabami reagowania kryzysowego. Scenariusz ćwiczenia jest fikcyjny. - Polska znajduje się w takich uwarunkowaniach geopolitycznych, że nie przewidujemy żadnego konkretnego zagrożenia, ale dla potrzeb ćwiczenia ktoś musi na kogoś napaść, by ten mógł się bronić - powiedział na poligonie w Drawsku Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych gen. Bronisław Kwiatkowski, który jest kierownikiem ćwiczenia. Pytany o koszty manewrów przypominał, że niektóre elementy działania wojsk można ćwiczyć "na mapach", a niektóre trzeba w oparciu o ośrodki szkolenia poligonowego. Dlatego "w porównaniu z efektami, jakie ćwiczenia dają, kosztują niewiele" - ocenił. Dodał, że "większość kosztów, jakie są w ramach ćwiczenia, wynika z programów szkolenia", i są to środki "tak czy inaczej na szkolenie armii przeznaczone". Przyznał jednocześnie, że gdy mowa o "cyfrach bezwzględnych, to są one dosyć wysokie". Z nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do armii wynika, że koszty tegorocznej "Anakondy" to ok. 25 mln zł. Dowódca Operacyjny pytany o wynik ćwiczenia odparł, że "wygrają lepsi". - Scenariusz ćwiczenia jest tak prowadzony, żeby wszystko to, co się dzieje, odbywało się na podstawie decyzji ćwiczących. Ci, którzy podejmą słuszniejsze decyzje, będą mieli przewagę - wojnę wygrają - wskazał. Ćwiczenie trwa od 19 do 26 września na poligonach w Drawsku i Ustce.