O niewielkim samolocie, który spaść miał w lesie nieopodal stacji benzynowej w Trzebieniu poinformował policjantów świadek. We wskazane miejsce natychmiast wysłani zostali strażacy i funkcjonariusze. Okazało się, że byli już tam wojskowi, którzy także poszukiwali obiektu. Po chwili udało się go odnaleźć. Znajdował się kilkaset metrów od drogi. - Osoba zawiadamiająca twierdziła, że widziała spadający obiekt, który może być małym samolotem bądź bezzałogowcem. Straż pożarna pojechała na miejsce, gdzie rozpoczęto poszukiwania. W międzyczasie pojawił się przedstawiciel wojska amerykańskiego i poinformował, że jest to ich obiekt. Wspólnie został on odnaleziony - powiedział polsatnews.pl st. bryg. mgr Piotr Pilarczyk, rzecznik PSP w Bolesławcu. Jednocześnie poinformowano, że w miejscu, gdzie spadł bezzałogowiec nie były śladów eksplozji ani pożaru. Podkreślono także, że lot i upadek nie stwarzały zagrożenia dla lokalnych mieszkańców. Sprzęt został zabezpieczony przez wojskowych. Krótki komentarza redakcji Polsat News udzieliło także biuro prasowe Centrum Operacyjnego Ministerstwa Obrony Narodowej. "Z pozyskanych informacji wynika, że podczas wykonywania lotu szkoleniowego przez żołnierzy USA utracono kontakt z dronem, który następnie spadł w terenie leśnym. Nikomu nic się nie stało, nie ma tez żadnych szkód wynikających ze zdarzenia" - czytamy. Stanisław Żaryn: Sytuacja jest pod kontrolą Głos w sprawie incydentu zabrał zastępca ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn. W twitterowym wpisie potwierdził informacje o upadku maszyny. "Dron znaleziony na Dolnym Śląsku został zabezpieczony przez właściwe do tego służby" - napisał. "Dotychczasowa analiza wykazała, że nie mamy do czynienia z wrogim bezzałogowym statkiem powietrznym. Sytuacja jest pod kontrolą i nie rodzi zagrożeń dla Polski" - dodał. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!