W poniedziałek poinformowano, że zniszczone zostały drzwi biura poselskiego Łukasza Schreibera (PiS) oraz europosła Kosmy Złotowskiego w Nakle nad Notecią. W warszawskim biurze posła PiS Pawła Lisieckiego oraz europosła Zdzisława Krasnodębskiego zamki zaklejono nieznaną substancją. "W niedzielę pojawiłem się w biurze, aby zostawić kilka rzeczy i okazało się, że wszystkie trzy zamki w drzwiach zostały potraktowane bardzo mocnym klejem - nie dało się go rozpuścić. Musieliśmy wezwać ekipę i je zdemontować" - powiedział Lisiecki. "W moim mniemaniu to zdarzenie ma związek z czwartkowym incydentem: na jednym z moich dyżurów poselskich pojawił się człowiek, który w obraźliwy sposób potraktował pracowników biura. Wykrzykiwał wulgaryzmy, a wychodząc zapytał: Kto tu na was głosuje?! Wcześniej, w tygodniu poprzedzającym święta, na drzwiach naszego biura pojawiły się obraźliwe napisy, które pracownicy szybko zmyli" - relacjonował poseł PiS. PiS wini "sympatyków totalnej opozycji" Lisiecki, dopytywany o możliwy powód ataków, ocenił, że może być za niego odpowiedzialna "sfrustrowana, wąska grupa osób, która nie jest w stanie pogodzić się z reformami w Polsce i tym, że rządzi ktoś inny niż ci, na których głosowali". Według posła, są to prawdopodobnie osoby "motywowane słowami polityków totalnej opozycji - to wywołuje reakcję". "Oni wyładowują swoje frustracje na drzwiach biur poselskich posłów Prawa i Sprawiedliwości, a nie innych partii. Ewidentnie pokazuje to, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie są sympatykami PiS, a wręcz odnoszą się wrogo i nienawistnie do naszego ugrupowania. Ta mowa nienawiści ze strony okazuje się być mową, która nakręca tych ludzi do działania. Mam nadzieję, że to się skończy tylko na drzwiach biur, a nie na ataku personalnym" - podkreślił Lisiecki. "To groźba" "Jest to pewnego rodzaju groźba. Szczególnie pracownicy biur poselskich czują się zagrożeni. Ja przebywam głównie na dyżurach poselskich, gdzie spotykam się z osobami, które przeszły wstępną selekcję i są umówieni. Łatwo możemy takie osoby zidentyfikować i z ich strony raczej nic nie grozi. Natomiast osoby, które nie chcą skorzystać z porad prawnych i kontaktu z posłami, a chcą wyrządzić szkodę, to te osoby są naprawdę groźne" - zaznaczył. "Obawiam się, że może dojść do podobnej sytuacji jak kiedyś w Łodzi, gdzie jeden z pracowników biura poselskiego Prawa i Sprawiedliwości został zamordowany przez osobę, która - jak się okazało - była członkiem Platformy Obywatelskiej, działała pod wpływem niektórych polityków PO. Trudno tutaj zrzucać winę na PiS, tak jak nie zrzuca się winy za gwałt na osobę, która była ofiarą. Nic nie tłumaczy przemocy i rękoczynów" - dodał poseł. Lisiecki poinformował, że w biurze poselskim pracuje obecnie policja i zabezpiecza dowody. "Sprawa została zgłoszona na policję przez jednego z moich pracowników. Będziemy się starali zabezpieczyć biuro" - zapowiedział Lisiecki. Kolejny atak w Nakle nad Notecią Tego samego dnia miała miejsce podobna sytuacja w Nakle nad Notecią (woj. kujawsko-pomorskie), gdzie zniszczono drzwi biura poselskiego Łukasza Schreibera (PiS) oraz deputowanego do Parlamentu Europejskiego Kosmy Złotowskiego. O incydencie poinformował Schreiber na Twitterze. Na załączonych zdjęciach widać napis: "Macie krew na rękach. Piotr Szczęsny zginął przez was!". W rozmowie z PAP Schreiber przyznał, że dowiedział się o akcie wandalizmu od jednego ze swoich lokalnych współpracowników. Poseł ocenił, że jest to "nakręcona spirala nienawiści". "Nowy Rok, ale stare praktyki sympatyków totalnej opozycji. Pewnie to tak będzie wyglądało, jeżeli taki język będzie używany po drugiej stronie. Nawoływałbym do pewnego opamiętania" - apelował poseł PiS. Pytany o dalsze działania w sprawie ataku na biuro, Schreiber powiedział, że polecił swoim pracownikom zgłoszenie na policję. "Liczę, że sprawcy zostaną ukarani. Mam nadzieję, że to podziała otrzeźwiająco na niektórych" - dodał. Podpalone drzwi biura Beaty Kempy W połowie grudnia drzwi biura poselskiego minister Beaty Kempy w Sycowie (woj. dolnośląskie) zostały oblane łatwopalną cieczą i podpalone. Na elewacji budynku pozostawiono napisy. Nikt nie ucierpiał, choć biuro znajduje się na parterze budynku mieszkalnego w centrum miasta w pobliżu rynku. Podejrzany o podpalenie Sebastian K., został aresztowany na trzy miesiące. Usłyszał zarzuty o charakterze terrorystycznym. Grozi mu do 15 lat więzienia. Marek Sławiński, Grzegorz Bruszewski