Prokuratura zarzuca byłemu ministrowi, a obecnie wiceprzewodniczącemu Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej - Koalicja Obywatelska, poświadczenie nieprawdy w protokole z egzaminu na broń i w kartach egzaminacyjnych oraz przekroczenie uprawnień w celu osiągnięcia osobistej korzyści. Za pierwsze przestępstwo grozi do 8 lat, za drugie - do 10 lat więzienia. Ustalenia prokuratury Z ustaleń prokuratury wynika, że Grabarczyk, wówczas wicemarszałek Sejmu i łódzki poseł PO, zwrócił się o pomoc w zdobyciu pozwolenia na broń do znajomego, który skontaktował go z odpowiedzialnym za wydawanie takich decyzji naczelnikiem wydziału w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Poseł i jego znajomy odwiedzili naczelnika w końcu stycznia 2012 roku. W czasie ich rozmowy policjant wezwał podwładną, której wręczył pieniądze i wysłał do banku, by natychmiast opłaciła za Grabarczyka wniosek o pozwolenie na broń. Według prokuratury w marcu, także w gabinecie naczelnika Komendy Wojewódzkiej Policji, Grabarczyk zdał celująco egzamin teoretyczny, będący warunkiem uzyskania pozwolenia na broń, a który powinien się odbyć w obecności komisji egzaminacyjnej. Polityk PO bezbłędnie wypełnił wszystkie odpowiedzi w teście. Ponad dwa lata później, kiedy po wybuchu afery stracił pozwolenie na broń i ubiegał się o nie ponownie, oblał ten sam egzamin. Prokuratura twierdzi, że ówczesny wicemarszałek Sejmu w ogóle nie podszedł do praktycznego egzaminu. Potwierdzają to świadkowie, którzy zdawali egzamin w terminie, w którym miał do niego przystąpić także Grabarczyk. Z ustaleń śledztwa wynika, że jako "praktyczny egzamin" politykowi zaliczono prywatną wizytę ze znajomymi na strzelnicy, do której doszło co najmniej kilka dni wcześniej, mimo że przepisy przewidują odwrotną kolejność składania egzaminów. Opłatę za ten egzamin Grabarczyk wniósł dopiero po dwóch miesiącach, mimo że była ona warunkiem przystąpienia do egzaminu. "Oceniając powyżej opisane rażące i oczywiste nieprawidłowości w przebiegu procedury egzaminacyjnej, zrealizowanej z czynnym udziałem Cezarego Grabarczyka, stwierdzić należy, że Cezary Grabarczyk nie odbył egzaminu przewidzianego prawem. Nie można również przyjąć, iż taki egzamin odbył się w jakimkolwiek innym terminie" - napisała prokuratura we wniosku o uchylenie immunitetu posłowi PO, z którym wystąpiła do Sejmu w listopadzie zeszłego roku. Zwróciła uwagę, że Grabarczyk - mając prawnicze wykształcenie i skończoną aplikację adwokacką - zdawał sobie sprawę, że dopuszcza się przestępstwa. Ujawnienie sprawy Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, gdy w 2012 roku policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych inwigilowało skorumpowanych funkcjonariuszy łódzkiej drogówki. Podsłuchując ich rozmowy, wpadło na trop naczelnika wydziału w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Łodzi, który pomagał Grabarczykowi w zdobyciu pozwolenia na broń. Prowadzący wówczas śledztwo łódzki prokurator nie wystąpił jednak do sądu o to, aby prowadzone przez wicemarszałka Sejmu i wpływowego łódzkiego polityka rozmowy mogły zostać uznane za dowód w śledztwie. Gdy kolejny prokurator zdecydował jesienią 2014 roku o przeszukaniu biura poselskiego Grabarczyka, który został właśnie ministrem sprawiedliwości, szefowie odebrali mu śledztwo. Aferę i działania prokuratury wobec Grabarczyka ujawnił, jako pierwszy, w marcu 2015 roku tygodnik "Gazeta Polska". Następnie portal tvn24.pl wrócił do sprawy i podał więcej szczegółów. Konsekwencją była rezygnacja Grabarczyka ze stanowiska ministra sprawiedliwości. Jednak, w lipcu 2015 roku, prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim, która przejęła od łódzkiej postępowanie w sprawie Grabarczyka, zdecydowała o jego umorzeniu. Przed sądem stanęli natomiast funkcjonariusze policji.