- W zasięgu kamery ich nie widać. Wiercenie było słychać co najmniej od 2-3 dni nawet, więc powinni to słyszeć. Trudno powiedzieć, gdzie mogą być. Widać, że sekcje spełniły swoją rolę, czyli utrzymały zawał, natomiast to nie jest obraz dokładny, precyzyjny - widzimy, że są zniszczenia, zawały, ludzi nie widać żadnych - powiedział Wojciech Jaros, rzecznik Katowickiego Holdingu Węglowego, do którego należy kopalnia. Po wyciągnięciu kamery planowana jest próba kontaktu dźwiękowego oraz spuszczenie kapsuły z żywnością, wodą i lekami. Na miejsce odwiertu przyjechał już samojezdny wyciąg ratowniczy górniczego pogotowia ratowniczego, który ją spuści. Przedstawiciele kopalni przez cały czas są w kontakcie z rodzinami zaginionych górników. - Dla tych rodzin to szalenie trudny czas, staramy się pomóc, jak jesteśmy w stanie - podkreślił Jaros. Wiertnica od 23 kwietnia drążąca otwór z powierzchni na granicy Katowic i Rudy Śląskiej zakończyła pracę we wtorek w nocy. Odwiert trafił w zaplanowane wcześniej miejsce. Podczas opuszczania kamery pojawiły się problemy - zatrzymała się na pierścieniu obudowy, ale szybko udało się ją odczepić. Prowadzona od 18 dni akcja ratownicza jest następstwem wstrząsu w tzw. ruchu Śląsk - części kopalni Wujek znajdującej się w Rudzie Śląskiej. Był on skutkiem odprężenia górotworu na głębokości ok. 1050 m. Z zagrożonego rejonu wycofano pracowników; dwóch górników przebywających w zagrożonym rejonie nie zgłosiło się. Wstrząs spowodował ogromne zniszczenia w wyrobisku, m.in. jego znaczne zaciśnięcie i wypiętrzenie podłoża. Zmierzający po górników ratownicy posuwali się bardzo wolno, przebijając się ręcznie przez rumowisko skalne i zniszczone części maszyn. Zapadła więc decyzja o drążeniu kombajnem nowego chodnika, który pozwoli dotrzeć do zaginionych, jak również o wykonaniu pionowego odwiertu z powierzchni, który umożliwia szybsze sprawdzenie niedostępnego rejonu.