Jak poinformował we wtorek rano PAP dyspozytor Wyższego Urzędu Górniczego, w nocy akcja poszukiwawcza była kontynuowana, jednak pracownika nie odnaleziono. Równolegle prowadzone są prace służące opanowaniu podziemnego pożaru - m.in. do wyrobiska zatłaczano azot, by wyprzeć z niego tlen oraz zmniejszyć zagrożenie wybuchem i poprawić panujące pod ziemią warunki. Wciąż jest tam wysoka temperatura, dym i przekroczone stężenia gazów. W akcji na każdej zmianie bierze udział kilkudziesięciu ratowników, penetrujących wyrobiska i prowadzących działania przeciwpożarowe. Poszukiwania zaginionego ratownika mają być kontynuowane do skutku. Przedstawiciele służb ratowniczych podkreślają - zasadą wszystkich tego typu akcji w górnictwie, jest nadzieja, że poszukiwany pracownik mógł przeżyć. Przyznają jednocześnie, że warunki pod ziemią są skrajnie trudne, a od zaginięcia ratownika minęło już dużo czasu. W wyniku czwartkowego zapalenia metanu i późniejszej akcji zginęły dwie osoby - 27-letni górnik oraz 36-letni ratownik, który był w zastępie idącym na pomoc uwięzionym w chodniku pracownikom. Kolejny ratownik zaginął. 11 osób trafiło do szpitali. 9 najciężej rannych jest w siemianowickiej oparzeniówce. Lekarze zapewniają, że ich leczenie przebiega poprawnie.