Po wcześniejszym przesłuchaniu konsula RP Macieja Kowalskiego tuż po godz. 13 komisja śledcza ds. afery wizowej wznowiła posiedzenie. Zgodnie z planem głos zabrał Lech Kołakowski, który w latach 2021-2023 był wiceministrem rolnictwa i rozwoju wsi. Wcześniej, w ubiegłym tygodniu szef komisji Michał Szczerba przekazał, że Kołakowski "reprezentując lobbystyczną agencję pracy tymczasowej, próbował w formule priorytetowej" ściągnąć 39 obywateli krajów afrykańskich do Polski. Poseł KO zaznaczał również, że nie była to jednorazowa interwencja Kołakowskiego. Na początku przesłuchania Lech Kołakowski przekazał: - Musimy oddzielić dwie kwestie: tzw. aferę wizową od rzeczywistych działań na polskiej wsi. Problemy z rękoma do pracy - mówił były wiceminister, dodając, że "jego wiedza pochodzi z doniesień medialnych". - Rozumiem, że mogły być decyzje wydawane niezgodnie z prawem, związane z łapówkami - stwierdził. Afera wizowa. Lech Kołakowski o agencji pracy przy biurze Według Kołakowskiego "organizacje rolnicze zwracały się do niego" z tematami problematycznymi dla wsi. - Moje działania były oparte na potrzebach organizacji rolniczych. Jeśli konieczne są wizy, to odpowiednie organizacje się tym zajmują (...). Czy do polskiego rolnictwa przyjadą z Niemiec, Danii? Nie, musimy sięgać do dalszych państw - dodał. Poseł PiS stwierdził też, że "polskie rolnictwo potrzebuje pracowników sezonowych", a "Polska jest trzecią potęgą UE w rolnictwie". Chwilę później Lech Kołakowski próbował odczytać wiadomość od jednego z dużych gospodarstw, prosząc o umożliwienie swobodnej wypowiedzi. - Ja cytuję suwerena. Te pisma są ważne - mówił. Po tym, jak były wiceminister zakończył odczytywanie listów w ramach swobodnej wypowiedzi, oznajmił też, że "interweniował w ramach pracy poselskiej, aby wyjść naprzeciw problemom wsi". Po rozpoczęciu serii pytań prezydium komisji śledczej wyświetlono dokument "zgłoszenie biura poselskiego". Wynikało z niego, że pod tym samym adresem, co biuro poselskie ówczesnego parlamentarzysty PiS, jest zarejestrowana agencja "SO JOB" zajmująca się poszukiwaniem obcokrajowców do pracy. Lech Kołakowski przekazał wówczas, że "potwierdza, że tam była firma, ale nie miał szczegółów dotyczącej jej funkcjonowania". Komisja zaprezentowała pismo podpisane przez Lecha Kołakowskiego, w którym domagał się interwencji polskiego konsula, aby ten przyspieszył wniosek firmy SO JOB. - Nie pamiętam tego pisma. Nie znam tej firmy - powiedział były poseł PiS. Komisja ds. afery wizowej. "Milion wiz" z Afryki Pisma podpisane przez Lecha Kołakowskiego były wysyłane do placówek m.in. w Nowym Delhi czy do Moskwy. Michał Szczerba chciał się dowiedzieć, skąd pojawiło się żądanie Lecha Kołakowskiego, aby wydać "milion wiz z Afryki". - Branża rolnicza: sadownicy, rolnicy itd. podała pewne liczby, w sumie wychodziło 1,5 mln pracowników. Ja tę wartość obniżyłem - odparł na to były poseł PiS. Marek Sowa wykazał, że pisma Macieja Lisowskiego z prośbą o przyspieszenie decyzji wizowych były powiązane z firmą SO JOB zarejestrowanej pod adresem biura poselskiego ówczesnego parlamentarzysty PiS. - Nie wiedziałem, że to była jedna i ta sama osoba (...). Ale wiem, że to był asystent Kornela Morawieckiego i mi to wystarczyło. To legenda polskiej demokracji - oświadczył Lech Kołakowski. Później, w dalszej części przesłuchania, Kołakowskiemu pokazano pismo, które miał napisać podczas wojny hybrydowej na granicy polsko-białoruskiej do konsula RP w Grodnie. Była to prośba o przyznanie wiz czterem obywatelom Syrii znajdujących się w pobliżu granicy w trybie pilnym. Wyświetlono także maila wysłanego z adresu biura poselskiego z zapytaniem o to, "na jakim etapie pozostają sprawy" dotyczące nadania polskiego obywatelstwa rodzinie Pietrowów. Po zmianie nazwiska mieli być zamieszani w nielegalny handel z Rosją na Litwie. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!