Wymieniono nazwiska: Krzysztofa Teodora Toeplitza, Ireny Dziedzic, Daniela Passenta, Andrzeja Drawicza, Andrzeja Nierychły, Wojciecha Giełżyńskiego. Toeplitz, jak podano w programie, został zarejestrowany w latach 70. jako TW o pseudonimie "Senator". Toepliz miał zostać zwerbowany gdy milicja zatrzymała go za jazdę pod wpływem alkoholu. Kolejna osoba, która według autorów programu współpracowała z SB, to Irena Dziedzic, zarejestrowana pod pseudonimem "Marlena" w latach 50-tych. Według "Misji Specjalnej" z SB współpracował także Andrzej Nierychło, zwerbowany w 1978 roku jako TW "Sąsiad". Nierychło miał rozpracowywać m.in. środowisko dziennikarzy ITD i "Kuriera Polskiego", obecnie jest wydawcą "Pulsu Biznesu". Z akt , według programu, wynika, że konfidentem SB był też pierwszy prezes TVP Andrzej Drawicz - TW "Kowalski" i "Zbigniew", zwerbowany w latach 50. Drawicz pisał wtedy dla tygodnika "Wieś" i zakładał kultowy studencki teatr satyryków. Z bezpieką miał też współpracować Daniel Passent, TW o pseudonimach "John" i "Daniel". Zwerbowany w latach 50., także związany ze środowiskiem STS. Wojciech Giełżyński, dziennikarz "Dookoła Świata", według "Misji Specjalnej" został zarejestrowany jako TW "Jerzy Stefański". Giełżyński miał składać raporty ze swoich wyjazdów zagranicznych od 1957 roku, po Sierpniu 80' wszedł w skład redakcji tygodnika "Solidarność". Jak pisze "Press", żadnej z tych osób prawdopodobnie nie umożliwiono skomentowania informacji na temat ich agentury. Wojciech Giełżyński, który nie oglądał programu, powiedział: - To świństwo, że nikt nie zwrócił się do mnie o komentarz. Nie mogłem przedstawić swojego stanowiska. Podobnie zaskoczony jest Krzysztof Mroziewicz, którego nazwisko pojawiło się w drugiej części programu, obok nazwisk Lesława Maleszki, Małgorzaty Niezabitowskiej, Milana Subotica. Jedyną osobą z listy, która wypowiadała się w programie, był Toeplitz, aczkolwiek z jego wypowiedzi wynikało, że nie wiedział, iż kilka minut później zostanie przedstawiony jako były tajny współpracownik. "Wbrew temu, co podano w programie TVP "Misja specjalna", a następnie w innych mediach, kategorycznie zaprzeczam, jakobym kiedykolwiek był agentem Służb Bezpieczeństwa. Jedyna próba werbunku, jaka mnie spotkała, miała miejsce w 1966 roku w Wietnamie. Natychmiast poinformowałem o tym swojego przełożonego, przedstawiciela RP w randze ambasadora, i przez następne 40 lat nigdy nie spotkałem się z podobną propozycją. Pierwsze słyszę o pseudonimach "John" i "Daniel". To brednie. Kiedy tylko nowa ustawa na to pozwoli, oddam sprawę do sądu i cieszę się, że postępowanie ma być jawne. Wszystko, co miałem na ten temat do powiedzenia, opisałem w książce "Codziennik" - napisał na swoim blogu Daniel Passent. Jak pisze "Press", Anita Gargas, pod której redakcją jest robiona "Misja Specjalna", twierdzi, że autorka materiału Dorota Kania kontaktowała się z wymienionymi dziennikarzami, m.in. z Passentem, który nie chciał się wypowiadać, a Toeplitz był przecież w programie. - Jeżeli chodzi o rzetelność dziennikarską, to wszystko zostało dopełnione - mówi.