Według informacji reporterów RMF FM, na celowniku prokuratorów znalazł się teraz wiceprezes NIK, który uczestniczył w rozmowach z Burym i Kwiatkowskim, dotyczących konkursów w delegaturach NIK, a także kontroli w sprawie farm wiatrowych na Podkarpaciu. Dowodami w tym śledztwie są między innymi nagrania z podsłuchów. Wnioski o uchylenie immunitetów Kwiatkowskiemu i Buremu są już natomiast w Sejmie. Kolejne działania prokuratury są uzależnione głównie od decyzji posłów w sprawie prezesa NIK. Pomimo że Kwiatkowski odsunął się od bieżącej pracy, to mógłby uczestniczyć w procedurze uchylania immunitetu swoim podwładnym. Wszystko dlatego, że o immunitecie pracowników Najwyższej Izby Kontroli, oprócz prezesa, nie decydują posłowie tylko władze tej instytucji. Szef NIK zrzekł się immunitetu Szef NIK już w piątek, po ujawnieniu afery, w reakcji na działania prokuratury, zrzekł się immunitetu. Śledczy chcą mu postawić 4 zarzuty dotyczące manipulowania przebiegiem konkursu na stanowiska dyrektora i wicedyrektora delegatury Izby w Rzeszowie, dyrektora delegatury NIK w Łodzi i wicedyrektora departamentu środowiska w NIK. W przypadku Jana Burego zarzuty miałyby dotyczyć nakłaniania funkcjonariuszy publicznych do wpływania na wyniki konkursów na te stanowiska oraz nakłaniania ich podczas kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z gmin na Podkarpaciu. Według katowickiej prokuratury, która prowadzi tę sprawę, kandydat popierany przez szefa NIK-u przegrał rywalizację o jedno ze stanowisk w Łodzi. Konkurs został tam unieważniony. Przed kolejnym konkursem kandydat wiedział już, o co będzie pytany i miał materiały do przygotowania się. "Nigdy nie złamałem prawa" "Jestem spokojny o finał (tej sprawy - przyp. red.), bo nigdy nie złamałem prawa, zawsze w swoim życiu postępując uczciwie" - zapewniał w wydanym w piątkową noc oświadczeniu Krzysztof Kwiatkowski. "Pragnę szybkiego wyjaśnienia sprawy prowadzonej przez katowicką prokuraturę. Dlatego wystąpiłem z prośbą do marszałek Sejmu o uchylenie mi immunitetu. Szanując Najwyższą Izbę Kontroli, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi moim zastępcom. Postanowiłem też wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę Najwyższej Izby Kontroli" - czytamy dalej. Kwiatkowski w swoim oświadczeniu podkreśla, że katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur. "Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany" - zapewnił szef Izby. "Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że nowi dyrektorzy i wicedyrektorzy delegatur i departamentów NIK zwyciężyli w konkursach przeprowadzonych zgodnie z ustawą i wewnętrzną procedurą. Wybrani zostali najlepsi kandydaci dla poszczególnych jednostek. Zdaję sobie sprawę, że reformując NIK, dynamizując jego działalność, prowadząc konkursy, wymagając od kontrolerów bezkompromisowej pracy mogłem spowodować czyjeś niezadowolenie, naruszyć jakieś interesy i zostać pomówionym" - dodał szef NIK. "Warto pamiętać, że kierując NIK muszę rozmawiać z różnymi osobami, z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych, w tym zwłaszcza Sejmowej Komisji do Spraw Kontroli Państwowej. NIK jest wszak organem Sejmowi podległym i działającym na rzecz Sejmu. Ale między rozmową a złamaniem prawa jest zasadnicza różnica. Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem" - deklarował Kwiatkowski. (MRod) CZYTAJ TAKŻE NA RMF24.PL