Przypomnijmy, że według ustaleń Onetu, wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak miał współpracować z kobietą o imieniu Emilia. Współpraca ta, zdaniem portalu, obejmowała rozsyłanie przez panią Emilię anonimowych informacji szkalujących sędziów krytycznych wobec zmian przeprowadzanych w sądownictwie przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. W związku z doniesieniami, Piebiak złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Zapowiedział także pozew przeciwko portalowi. Pełnomocnik ujawnia szczegóły TVN24 zapytał pełnomocnika pani Emilii Konrada Pogodę o szczegóły domniemanych kontaktów między Piebiakiem a jego klientką. Zdaniem Pogody, "to nie była inicjatywa oddolna, instrukcje wychodziły z ministerstwa". "Mówimy o sytuacji, w której ktoś spowodował, że jakaś osoba w internecie zamieszczała różnego rodzaju treści. Może dzisiaj nawet nie jest istotne, kto to był, tylko istotne jest, jakie to były treści. Ten mechanizm sprowadzał się tylko do jednego tak naprawdę: że zanim ta treść się pojawiła, ktoś musiał to zaakceptować" - zaznaczył pełnomocnik. "Z materiałów, które pokazał Onet, o których my wiemy jako pełnomocnicy pani Emilii, wynika, że tą osoba akceptującą był przede wszystkim pan wiceminister Piebiak" - dodał. Jak powiedział Pogoda, decyzja o uprawianiu takiego procederu zapadła jednak "w pewnej grupie osób". "W związku z tym szukano kogoś, kto się do tego po prostu będzie nadawał" - tłumaczył. Zdaniem pełnomocnika, wybrana osoba wierzyła w słuszność swoich działań. Za procederem miała też stać szersza grupa - czytamy. "Na pewno jest to grono osób ściśle związanych zarówno z ministerstwem, jak i ogólnie pojętym wymiarem sprawiedliwości. Chciałbym powiedzieć, że to nie jest mała grupa. Niestety, trzeba powiedzieć, że to też są sędziowie" - zaznaczył. Pełnomocnik powiedział także, że oczerniające sędziów materiały nie były pozyskiwane przez panią Emilię. Miała je dostawać bezpośrednio z ministerstwa. Pogoda, pytany o to, czy kobiecie płacono za oczernianie, nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi. "Myślę, że wykorzystano sytuację zarówno jej osobistą, jak i emocjonalną. Wiedziały te osoby o jej sytuacji, o tym, z jakimi boryka się problemami, i na pewno jej pomagały. Natomiast w jaki sposób się to odbywało, myślę, że czas pokaże" - dodał. Przyznał jednocześnie, że nie wie, czy pieniądze pochodziły z Ministerstwa Sprawiedliwości.