Rzeczniczka powiedziała, że według prokuratury "nie ma znamion przestępstwa płatnej protekcji czy też innych czynów będących przedmiotem złożonych zawiadomień". Poinformowała też, że śledczy poddali analizie wszystkie ujawnione w mediach taśmy z kuluarów wyborów w dolnośląskiej PO. W trakcie postępowania sprawdzającego prokuratura nie dopatrzyła się przestępstw z art. 228 i 229 k.k., a więc przyjęcia korzyści majątkowej lub jej udzielania albo obietnicy korzyści majątkowej lub osobistej osobie pełniącej funkcję publiczną w zawiązku z pełnieniem tej funkcji. Według prokuratury, nie doszło również do przestępstwa z art. 250a k.k., czyli tzw. przekupstwa wyborczego. - Przedmiotem ochrony w tym przypadku są wybory do Sejmu i Senatu, organów samorządu terytorialnego, wybory Prezydenta RP oraz przebieg referendum (...) Zatem zachowania określonych osób w związku z wyborami przewodniczącego Regionalnego Zarządu Platformy Obywatelskiej nie podlegają penalizacji z tego przepisu - podała Łukasiewicz. Ujawnione zostały nagrania rozmów kilku dolnośląskich działaczy PO Od 30 października Prokuratura Okręgowa w Legnicy prowadziła łączne postępowanie sprawdzające, o którym zdecydowano po doniesieniach medialnych i zawiadomieniu złożonym osobiście przez europosła PO Piotra Borysa. Rzeczniczka legnickiej prokuratury wyjaśniła wcześniej, że postępowanie sprawdzające prowadzono w związku z artykułem 230 paragraf 1 kodeksu karnego. Chodziło o ustalenie, czy mogło dojść do obietnicy korzyści majątkowych lub osobistych w zamian za odpowiednie głosowanie podczas wyborów. Borys, który jest szefem lubińskich struktur PO, zwrócił się do prokuratury po tym, gdy ujawnione zostały nagrania rozmów kilku dolnośląskich działaczy PO prowadzonych przed wyborami władz regionu. Podczas październikowego zjazdu delegatów partii w Karpaczu Jacek Protasiewicz wygrał ze Schetyną różnicą 11 głosów. Z taśm opublikowanych przez "Newsweek" wynikało, że poseł PO Norbert Wojnarowski, stronnik europosła Jacka Protasiewicza, obiecywał jednemu z delegatów na zjazd dolnośląskiej PO Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chciał oddania głosu na Protasiewicza. Później "Newsweek" poinformował, że dotarł do oświadczenia Klimki, w którym działacz PO informował, że Wojnarowski poprosił o rozmowę z nim i że po godzinie od spotkania z posłem zadzwonił do niego jeden z wiceprezesów KGHM. Klimka ocenił, że samo spotkanie miało na celu zaproponowanie mu pracy, ale "z sugestią odpowiedniego głosowania". Jak podkreślił, wcześniej przez rok Wojnarowski nie kontaktował się z nim w ogóle. Mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza Tygodnik opublikował następnie kolejne nagranie, tym razem film. Według informacji tygodnika poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek. Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, był Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Grzegorza Schetyny. W nagraniu Jaros miał również obiecywać uzyskanie pomocy w MSZ w celu sprowadzenia do Polski rodziny Pawła Frosta. W kolejnych dniach na stronie Newsweek.pl opublikowano dłuższą wersję tego filmu. W reakcji na publikację nagrania Jaros w wysłanym PAP oświadczeniu tłumaczył, że "przedstawione fragmenty nagrania nie oddają w pełni przebiegu i kontekstu spotkania, które trwało prawie dwie godziny". W uzasadnieniu decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa prokuratura wskazała, że KGHM Polska Miedź S.A nie jest "krajową jednostką organizacyjną dysponującą środkami publicznymi", lecz spółką prawa handlowego działającą zgodnie z prawidłami gospodarki wolnorynkowej. Dlatego też - zdaniem śledczych - nie można mówić tu o naruszeniu art. 230 k.k., dotyczącego płatnej protekcji. Prokuratura ustaliła również, że z kontekstu rozmowy Pawła Frosta z Michałem Jarosem i Tomaszem Borkowskim nie wynika, aby w zamian za głosowanie Frosta za kandydaturą Protasiewicza, Jaros i Borkowski obiecali sprowadzenie rodziny Frosta z Ukrainy przy pomocy MSZ. Ponadto prokuratura badała postępowanie Wojnarowskiego, Borkowskiego i Jarosa pod kątem ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych. Śledczy ustalili, że nie działali oni jako funkcjonariusze publiczni. - Przy podejmowaniu swych działań nie występowali jako posłowie na Sejm RP, czy radni, lecz jako członkowie określonej partii politycznej, działający w jej imieniu i na jej rzecz - podała Łukasiewicz.FORUM: Dlaczego nie będzie śledztwa ws. afery taśmowej w PO?