Sąd uniewinnił także cztery inne osoby zasiadające, oprócz Jędykiewicza (który zgodził się na podanie nazwiska - PAP), na ławie oskarżonych. Na rozprawie przed ogłoszeniem wyroku na prośbę sędziego Leszka Nowopolskiego zebrani na sali rozpraw uczcili minutą ciszy zamordowanego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Prokuratura zarzuciła Jędykiewiczowi - jako byłemu prezesowi Energobudowy - wyprowadzenie z tej firmy prawie 31 mln zł oraz przestępstwo prania brudnych pieniędzy na kwotę ok. 14 mln zł. "Zebrany materiał dowodowy nie pozwala na przypisanie oskarżonym czynów w postaci przyjętej w akcie oskarżenia" - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Leszek Nowopolski. Zaznaczył, że "przywłaszczenie (przez Jędykiewicza i pozostałych oskarżonych) miało polegać na tym, że zawarli oni umowy z podmiotami reprezentowanymi przez Janusza B. (jeden z głównych oskarżonych w aferze Stella Maris - PAP), następnie doszło do przelania pieniędzy na rachunek Stella Maris i na końcu - według aktu oskarżenia - wypłacono te środki pieniężne i ukryto". "Ze względu na brak dowodów nie można było ustalić w tym postępowaniu, aby pieniądze te w jakikolwiek sposób znalazły się we władztwie oskarżonych. Stanowi to tylko domniemania. Nie sposób też ustalić, żeby oskarżeni ukryli te pieniądze" - ocenił sąd. Sąd wyjaśnił, że co do zasady pieniądze wypłacał ks. Zbigniew B. (jeden z głównych oskarżonych w aferze Stella Maris - PAP), a w trzech przypadkach Janusz B. "W żaden sposób nie można uznać, żeby w tych czynnościach brali też udział oskarżeni, ani też wskazać, żeby o tych czynnościach podejmowanych przez Zbigniewa B. i Janusza B. wiedzieli" - nadmienił. Miara prania brudnych pieniędzy Sąd podkreślił, że w przypadku zarzutu prania brudnych pieniędzy konieczne jest przede wszystkim ustalenie przestępstwa bazowego, pierwotnego, które jest źródłem procederu prania brudnych pieniędzy. "Żadną miarą przestępstwo prania brudnych pieniędzy nie może polegać na wykonaniu czynności, za pomocą których zostało wykonane przestępstwo przeciwko mieniu. Jeżeli sprawca dokonuje przestępstwa przywłaszczenia, nie dopuszcza się jednocześnie przestępstwa prania brudnych pieniędzy - nie ma takiej możliwości" - stwierdził sąd. Wyrok nie jest prawomocny. Oświadczenie Jędykiewicza "Od początku mówiłem, że nigdy w życiu nie miałem nic wspólnego ze Stella Maris i nigdy żadnych pieniędzy z tego nie sprzeniewierzyłem. Działałem tylko dla dobra Energobudowy, pozyskując kontrakty, żeby wyniki firmy były dobre. W 2004 r., kiedy ABW wkroczyło do mojego biura, zaczęła się jatka. Prokuratorzy nie odstępowali, cały czas naciskali. Podejrzewam, że prokuratura i dziś w swojej zawiści i zapalczywości będzie znowu apelowała" - powiedział PAP Jędykiewicz. Jego obrońca Andrzej Drania ocenił, że cała sprawa to jest "jedna wielka kompromitacja wymiaru sprawiedliwości". "Przez 15 lat toczy się sprawa, oskarżono niewinnego człowieka, zrujnowano go psychicznie. I na końcu okazuje się, że jest niewinny. To jest skandal. Nie może być tak w demokratycznym państwie, żeby człowiek przez 15 lat stał w rozkroku i nie wiedział, czy ma pójść siedzieć, czy jest niewinny" - powiedział PAP adwokat. Prokurator Krzysztof Nowicki powiedział PAP, że o ewentualnym wniesieniu apelacji od wyroku prokuratura zdecyduje po otrzymaniu jego pisemnego uzasadnienia. Wyroki od czterech lat Pierwszy wyrok w tej sprawie Sąd Okręgowy w Gdańsku wydał w grudniu 2013 r. (proces toczył się od lipca 2007 r.). Jędykiewicz został wówczas skazany na 3,5 roku więzienia i 305 tys. zł grzywny. Dostał on też zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk w spółkach handlowych na okres ośmiu lat. Sąd pierwszej instancji umorzył wobec Jędykiewicza i pozostałych kilku oskarżonych - z powodu przedawnienia - zarzuty dotyczące przestępstw podatkowych. Jędykiewicz odwołał się od tego wyroku. W kwietniu 2015 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił wyrok 3,5 roku więzienia dla b. lidera pomorskiego SLD i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. W czerwcu 2016 r. Sąd Najwyższy uchylił do ponownego rozpoznania część sprawy b. lidera pomorskiego SLD. Chodziło w niej o zarzuty przywłaszczenia i prania pieniędzy przez Jędykiewicza, krążących między firmą konsultingową Janusza B. (jeden z głównych skazanych w aferze Stella Maris - PAP) a Energobudową oraz spółką Delta Press, m.in. wydającą nieistniejącą już gazetę "Głos Wybrzeża". Miało w tej sprawie chodzić o lobbing w sprawie kontraktu na przebudowę części nabrzeża portowego w Trójmieście. Od tych zarzutów Sąd Apelacyjny w Gdańsku uniewinnił w 2015 r. Jędykiewicza. Kasację od tej decyzji wniosła do SN prokuratura. SN zdecydował o uchyleniu wyroku uniewinniającego i przesłaniu tej sprawy do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku, który prawomocnie uznał, że Jędykiewicz jest jednak winny i wymierzył karę 30 tys. zł grzywny. Afera Stella Maris Według prokuratury, przestępstwo dotyczące Stella Maris polegało na tym, że firmy konsultingowe Janusza B. (w latach PRL był on pracownikiem cenzury oraz pierwszym dyrektorem Stella Maris - PAP) i jego wspólnika Konrada K. zawierały z różnymi spółkami kontrakty na doradztwo (jedną z nich była Energobudowa - PAP), których wykonanie powierzali z kolei wydawnictwu Stella Maris, którego właścicielem była Archidiecezja Gdańska. W rzeczywistości usługi te były całkowicie fikcyjne i zlecenia nigdy nie zostały wykonane. Pieniądze ze spółek, które zlecały fikcyjne usługi firmom Janusza B. i Konrada K., najpierw były przelewane na konta ich firm, a później, po odjęciu kilku procent, do Stella Maris. Wydawnictwo pobierało kolejne kilka procent prowizji i na końcu większość pieniędzy wracała do osób zarządzających spółkami. We wrześniu 2014 r. przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zapadł wyrok dotyczący głównych oskarżonych w aferze Stella Maris. Na karę 3 lat i 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 9 lat skazany został b. kapelan abp. Tadeusza Gocłowskiego, ks. Zbigniew B. Kapłan był dyrektorem Stella Maris w latach 1999-2003. Duchowny dostał również 55 tys. zł grzywny. B. pełnomocnikowi Stella Maris Tomaszowi W. wymierzono karę 3 lata i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 8 lat i 120 tys. zł grzywny. Janusz B. został skazany na 4,5 roku więzienia i 432 tys. zł grzywny, a Konrad K. na 3 lata pozbawienia wolności i 144 tys. zł grzywny. Obaj mają też zakaz pełnienia stanowisk we władzach spółek na 5 lat. Wyroki wobec całej trójki są już prawomocne.