Obrońca prezydenta Sopotu Romana Orlikowska-Wrońska przekonywała w sądzie, że sprawa ma "podtekst polityczny". "Apelacja prokuratury jest kontynuacją dotychczasowego jej działania zmierzającą do skazania prezydenta za wszelką cenę. Śledztwo prowadzono z ogromną determinacją, a wręcz z zawziętością. Złamano przy tym elementarne zasady postępowania, w tym prawo do obrony. Dopuszczono do postępowania trałowego, przez trzy lata Urząd Miejski w Sopocie był przeszukiwany w celu znalezienia przestępstwa" - mówiła. Zdaniem adwokatki, prokurator "przesądził o winie a priori już na etapie śledztwa". "Składając apelację prokurator liczy na odwleczenie w czasie tego, co uważałby za swoją porażkę" - oceniła. "Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją jak osiem lat temu, kiedy wobec mnie zaczęto prowadzić 40 postępowań bez opinii biegłych i możliwości obrony i postawienia pytań. To było postępowanie trałowe, niestety, na zlecenie polityczne, ale jak widać, tacy są politycy" - powiedział przed sądem Karnowski. Podkreślił też, że nigdy w czasie swojej 25-letniej pracy w samorządzie nikogo nie faworyzował. "Zawsze starałem się być obiektywny. Zawsze życzliwy, ale nie raz musiałem też podejmować decyzje negatywne tak jak wobec pana Groblewskiego i Mariana D. Zawsze w swojej pracy ceniłem sobie niezależność" - dodał. "Charakter wyłącznie kryminalny" Prokurator Paweł Zmitrowicz odpierał posądzenia, że sprawa prezydenta Sopotu ma wymiar polityczny. "Sprawa ma charakter wyłącznie kryminalny. Sugerowanie politycznego podtekstu w tej sprawie jest bezpodstawne. A determinacja w pracy prokuratury uznana być powinna za standard postępowania przygotowawczego" - nadmienił. Sąd Rejonowy w Sopocie w październiku 2015 r. uniewinnił Karnowskiego od zarzutu przyjęcia dwóch łapówek. Oprócz prezydenta kurortu na ławie oskarżonych zasiadali także diler samochodowy Włodzimierz Groblewski (zgodził się na ujawnienie swoich danych osobowych) oraz właściciel firmy budowlanej Marian D., którzy także zostali uniewinnieni. Od wyroku tego apelację wniosła prokuratura, według której sąd pierwszej instancji niewłaściwie ocenił fakty i błędnie zinterpretował prawo. Według prokuratury, Karnowski skorzystał z łapówek w postaci napraw aut wartych w kwocie około 10 tys. zł od sopockiego dilera samochodowego (początkowo zarzuty dotyczyły napraw wartych ponad 17 tys. zł, suma zmalała na skutek ustaleń poczynionych w trakcie procesu) oraz prac ziemnych o wartości ok. 2 tys. zł od miejscowego przedsiębiorcy budowlanego. Sąd Rejonowy w Sopocie uniewinniając oskarżonych od zarzutów łapownictwa argumentował, że przyjęcie łapówki powinno być ściśle związane z pełnieniem funkcji publicznej, a prokuratura powinna wykazać, jaki ekwiwalent i korzyści mieli otrzymać od prezydenta przedsiębiorcy. Sąd uznał, że w przypadku obu zarzutów korupcyjnych, przedsiębiorcy nie uzyskali od prezydenta Karnowskiego żadnych dodatkowych korzyści. Według sądu, nie byli oni w żaden sposób preferowani przez prezydenta Sopotu i urzędników magistratów, zdarzało im się przegrywać przetargi, a np. dilerowi Groblewskiemu odmówiono ważnego dla rozwoju firmy zmiany planu zagospodarowania przestrzennego. Karnowski miał też zarzut złożenia fałszywego oświadczenia w związku z przetargiem na auta dla Urzędu Miejskiego w Sopocie - oświadczył, że nie zna Groblewskiego. W tym przypadku sąd niższej instancji uznał, że czyn ten cechował się znikomą szkodliwością społeczną i postępowanie w tym zakresie warunkowo umorzył na rok. Za poświadczenie nieprawdy sąd dodatkowo nakazał Karnowskiemu zapłatę 5 tys. zł na rzecz funduszu opiekującego się osobami poszkodowanymi. "Rażąca obraza przepisów i błędy w ustaleniach faktycznych" W apelacji prokuratury podniesiono dwa argumenty. Pierwszy z nich mówi o "rażącej obrazie przepisów kodeksu karnego", a konkretnie artykułów 228 i 229 kodeksu karnego, dotyczących przyjmowania oraz udzielania korzyści majątkowej. Według śledczych, z łapownictwem mamy do czynienia także wtedy, kiedy osoba pełniąca funkcję publiczną przyjmuje korzyść majątkową, która nie jest związana w konkretnym momencie z jakimś działaniem lub zaniechaniem jakiegoś działania, ale ma służyć zapewnieniu sobie życzliwości czy przychylności danej osoby w przyszłości. Prokuratura wskazała także na "błędy w ustaleniach faktycznych" przyjętych przez sąd pierwszej instancji. W opinii prokuratury, w oparciu o materiał dowodowy zgromadzony w postępowaniu przygotowawczym, można dojść jednoznacznie do przekonania, że wina w zakresie przyjęcia i udzielania korzyści majątkowej nie budzi wątpliwości. Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku zajmowała się śledztwem ws. Karnowskiego od lipca 2008 r. Na początku oskarżyła go o osiem czynów, w tym siedem natury korupcyjnej. Najpoważniejszy zarzut związany był z zawiadomieniem złożonym przez przedsiębiorcę Sławomira Julkego. Twierdził on, że w marcu 2008 r. Karnowski zażądał od niego łapówki w postaci dwóch mieszkań. Zdaniem biznesmena, który planował przebudować strych kamienicy w Sopocie, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Jako dowód Julke dostarczył śledczym kopię nagrania rozmowy z Karnowskim. Dyktafon, na którym znajdował się oryginał, został przez biznesmena zniszczony. Prokuratura dwukrotnie - w 2010 i 2011 r. - kierowała do Sądu Rejonowego w Sopocie akt oskarżenia w tej sprawie. Za każdym razem sąd zwracał prokuraturze akta do uzupełnienia o dodatkowe opinie, a w przypadku drugiego aktu oskarżenia sąd zdecydował też o umorzeniu niektórych zarzutów. W toku sprawy w sumie pięć korupcyjnych zarzutów zostało umorzonych przez samych śledczych lub sądy, które nie dopatrywały się przestępstwa w działaniach prezydenta Sopotu. Ostatnie z pięciu umorzeń miało miejsce pod koniec 2013 roku: szczecińska prokuratura apelacyjna umorzyła wówczas wątek związany z rzekomą korupcyjną propozycją, jaką Karnowski miał złożyć Julkemu. Śledczy uznali, że zgromadzone dowody, w tym kopia nagrania, nie pozwoliły na stwierdzenie, że doszło do przestępstwa.