Podczas przesłuchania były prezes spółki Plater Mirosław Bieniek przyznał, że roszczenia do nieruchomości przy Mokotowskiej 63 zostały odkupione za 1,5 mln zł, choć w sprawie była już wydana negatywna decyzja. Dodał, że prawnik, który mu doradzał, powiedział, że "sprawa jest ryzykowna, ale dalej są jakieś możliwości na przyszłość, żeby ją rozwiązać". Dodał, że nieruchomością przy Mokotowskiej 63 interesował się od kilkunastu lat. Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, dlaczego świadek zainwestował w tę nieruchomość, gdzie akurat była decyzja odmowna miasta w sprawie zwrotu, a można było kupić inne nieruchomości taniej, gdzie nie było prawdopodobieństwa odmowy. Bieniek odpowiedział, że decyzję odmowną w sprawie zwrotu nieruchomości przy Mokotowskiej 63 on i jego prawnicy nie uznawali za odmowę. Jaki zapytał świadka o spółkę Deldero - która pojawia się w aktach sprawy dot. Mokotowskiej 63 jako współudziałowiec firmy Plater - a która ma swoją siedzibę na Cyprze. Bieniek pytany, co wie o tej spółce, odpowiedział: "To moja spółka założona na Cyprze". Dopytywany, czemu spółka jest zarejestrowana na Cyprze, odpowiedział: "żeby mieć lepsze podatki". Gdzie pół miliona złotych? Przewodniczący zwrócił uwagę, że spółka Deldero sprzedała potem Bieńkowi roszczenia do Mokotowskiej 63 za milion złotych. Bieniek pytany, co się stało z pół milionem złotych różnicy od pierwotnej kwoty zakupu roszczeń, odpowiedział, że odmawia odpowiedzi na to pytanie. Później przyznał, że te pieniądze zostały w spółce Deldero. Pytany przez Jakiego, czy to nie nazywa się wypraniem pieniędzy, Bieniek zaprzeczył. Dodał, że było to dopuszczone prawem. Jaki wrócił do wątku sprzedaży roszczeń byłej urzędniczce resortu Marzenie K., której Bieniek sprzedał część roszczeń za 0,5 mln zł, a potem odkupił je za 10,5 mln zł. W tym kontekście pytał, czy "warunkiem Roberta N. (mecenasa specjalizującego się w reprywatyzacji, brata Marzeny K.) było to, żeby Marzena K. otrzymała te prawa i on wtedy załatwi pozytywną decyzję reprywatyzacyjną". Bieniek odpowiedział, że "decyzja o zwrocie otwiera proces wejścia w posiadanie kamienicy". Przyznał, że zna przypadki kamienic, które są 15 lat po decyzji o zwrocie, a nie są przejęte do dziś". Przewodniczący zapytał w tym kontekście, czemu w jego przypadku wszystko kończyło się pozytywnie i czy to nie dlatego, że Marzena K. miała część roszczeń. Świadek zaprzeczył. "Ta reprywatyzacja nie budzi moich wątpliwości" Wiceprzewodniczący komisji Sebastian Kaleta pytał świadka, czy wie, że w tej sprawie byłemu wiceszefowi Biura Gospodarki Nieruchomościami Jakubowi R. postawiono zarzut przyjęcia korzyści majątkowej 2 mln zł. Świadek zeznał, że ma świadomość postawienia R. tych zarzutów. Kaleta zapytał, czy zatem nie budzi u świadka wątpliwości reprywatyzacja Mokotowskiej 63. "Nie, nie budzi" - odpowiedział świadek. "Moim zdaniem proces reprywatyzacji tej nieruchomości, jak i jej historia i stan prawny był całkowicie poprawny i zgodny z prawem" - zeznał świadek. Wiceprzewodniczący komisji dopytywał Bieńka, czy rozmawiał z Robertem N. (adwokatem, podejrzanym w śledztwie dot. warszawskich reprywatyzacji) o wręczaniu korzyści majątkowych dla urzędników miejskich. "Nigdy" - odpowiedział świadek. Sprawa Karowej 14/16 Kaleta pytał Bieńka o sprawę nieruchomości przy ul. Karowej 14/16. Świadek powiedział, że ze sprzedaży lokali w tej nieruchomości uzyskał kilka milionów zł, a za roszczenia zapłacił 10 tys. zł. Bieniek powiedział, że decyzja zwrotowa nastąpiła po kilku latach od zakupu roszczeń. Jak mówił, roszczenia nabył od dawnego właściciela, który zgłosił się do niego z prośbą o pomoc i opinię. Bieniek tłumaczył, że właściciel był zamożną osobą, miał 96 lat, na co dzień przebywał w Kanadzie i podczas ostatniego pobytu w Polsce chciał mu darować roszczenia do nieruchomości przy ul. Karowej, "żeby zamknąć ten temat na wieki". "Ponieważ wiedział, że nikt z jego rodziny tym się nie zainteresuje (...), dlatego chciał mi te roszczenia przekazać, tylko po to, żeby zamknąć ten okres, kiedy była ta sprawa, stąd też była kwota symboliczna 10 tys. zł" - wyjaśniał Bieniek. Jak dodał, dawny właściciel nie mógł odzyskać swojej nieruchomości i chciał przekazać roszczenia, aby przynajmniej on "mógł dojść do pewnej sprawiedliwości dziejowej w tej sprawie". Bieniek, odpowiadając na kolejne pytania członków komisji, powiedział, że na gruncie towarzyskim nie zna byłego wiceszefa BGN Jakuba R. "Nie poznałbym go na ulicy, gdybym go zobaczył" - powiedział świadek. Poczta pantoflowa Robert Kropiwnicki (PO) pytał Bieńka, jak dowiadywał się o roszczeniach i osobach, które chciały je sprzedać. "Przede wszystkim takie roszczenia dochodziły do nas głównie pocztą pantoflową, ponieważ poznając jednego byłego właściciela, ten pan znał środowiska byłych właścicieli i te osoby przychodziły do nas po opinię prawną na temat tego, co można zrobić z nieruchomością" - powiedział świadek. Bieniek zeznał, że nigdy nie był w BGN-ie, ani nigdy nie kontaktował się w sprawach reprywatyzacji z innymi urzędnikami miasta, prezydent Hanną Gronkiewicz-Waltz czy wiceprezydentami stolicy. Świadek zapewnił również, że po odzyskaniu danej nieruchomości nigdy specjalnie nie podnosił czynszu w celu usunięcia lokatorów z budynku.