Jeden z prezydenckich współpracowników porównuje aferę podsłuchową do wiru, który wciąga, a Komorowskiego do roztropnego pływaka, który - w obliczu zbliżającej się kampanii - woli unikać takich miejsc. Jak podkreśla "GW", prezydent tylko raz zabrał głos ws. podsłuchów. Podczas konferencji prasowej wyraził niezadowolenie ze stylu prowadzenia rozmów przez polityków. Odpowiedzialność za rozstrzygnięcie tej sprawy przerzucił zgrabnie na premiera, podkreślając, że w końcu koalicja nadal dysponuje większością w Sejmie. Bronisława Komorowskiego najbardziej oburzyły rozmowy Belki i Sienkiewicza, a także wypowiedź Radosława Sikorskiego, która "zburzyła efekt wizyty w Warszawie prezydenta USA". Jak podkreśla współpracownik Komorowskiego, "na ten sukces prezydent i Polska pracowali latami". "Czy Komorowski będzie się domagał odwołania ministrów?" - pyta "GW". Sprawa - jak zauważa dziennik - jest skomplikowana. Wśród doradców prezydenta są bowiem osoby przekonane, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest "oczyszczenie sprawy" przed maratonem wyborczym. Ich zdaniem skompromitowani politycy mogą pogrążyć premiera, a razem z nim na dno pójdzie wówczas prezydent. Więcej w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej".