Mnogość wątków i osób, pojawiających się oficjalnie lub nieoficjalnie odsuwa coraz bardziej odpowiedź na podstawowe pytanie: kto ujawnił supertajne informacje o planowanej akcji Centralnego Biura Śledczego i naraził życie biorących w niej udział policjantów. Sądząc po zaangażowaniu w tę akcję dezinformacji działaczy SLD oraz zależnych od nich pracowników wymiaru sprawiedliwości i dziennikarzy państwowych mediów poznanie tej najważniejszej prawdy będzie bardzo trudne. Ale po kolei... Za sprawą tajemniczego przecieku, w rękach mediów pojawia się rozmowy telefonicznej, podczas której poseł Jagiełło informuje swoich kolegów z lokalnych organów SLD o planowanej akcji CBŚ. W rozmowie pada nazwisko Zbigniewa Sobotki - byłego wiceministra spraw wewnętrznych. Później w prokuraturze Jagiełło obciąża swego kolegę posła Długosza, który miał te informacje słyszeć od wiceszefa MSWiA, i powtórzyć je Jagielle. Długosz obciąża Jagiełłę. Jednocześnie obaj mówią, że Sobotka jest niewinny. Nieco później z dwumiesięcznego urlopu do pracy w MSWiA próbuje wrócić sam Sobotka. Na arenę wkracza jednak minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk i mówi, że Sobotka wracać nie powinien, bo interesuje się nim prokuratura. Kolejny gracz tej gry, szef MSWiA, Krzysztof Janik ustępuje i zmienia zdanie co do powrotu swego współpracownika. W sprawie zeznają oficjale, m.in. szef policji antoni Kowalczyk. Po zeznaniach gazety piszą, że komendant kłamał: najpierw mówił, że nic nie powiedział Sobotce o planach CBŚ, później przyznał, że powiedział. Odtajnić! - krzyczą zgodnie o zeznaniach Kowalczyk, Kurczuk i Janik. Tamą stają jednak prokuratorzy z Kielc. Mówią, że odtajnią, ale jeszcze nie teraz - najpierw trzeba przesłuchać Sobotkę. Kowalczyk przez kilka dni tłumaczy się, że nic nie mówił Sobotce, ale w uzasadnieniu wniosku o uchylenie immunitetu b. wiceszefowi MSWiA - który również przeciekł do prasy - prokurator z Kielc obciąża Sobotkę i Kowalczyka. Tak w skrócie wygląda chronologia afery starachowickiej. Ten ciąg zdarzeń jednak tylko rozprasza, zamiast skupiać uwagę na prawdziwym problemie - kto ujawnił informacje o akcji CBŚ. Ta dezinformacja ma także drugie dno - jest to ewidentne starcie dwóch SLD-owskich frakcji. Dziś rano dziennikarze RMF próbowali opisać sprawę starachowickiego przecieku jako polską wersję najpopularniejszej amerykańskiej gry. Pasjonuje ona ostatnio poważną część polityków SLD - zgrupowanych w drużynach Kurczukantów i Janikersów. Posłuchaj fragmentu Porannych Faktów: