Pismo przewodnie prokuratury Warszawa Praga adresowane jest do szefa komisji Mirosława Sekuły (PO). Dokument z 26 stycznia dotyczy przekazanych komisji akt ze śledztwa w sprawie przecieku o akcji CBA. W materiałach tych były m.in. zeznania biznesmena branży hazardowej Ryszarda Sobiesiaka, które wyciekły później do "Rzeczpospolitej". W piśmie znalazło się stwierdzenie, że materiały są do wyłącznej dyspozycji posłów. Sprawę będzie badać prokuratura. Mogli być źródłem przecieku - Było pismo z 26 stycznia, czyli wtedy, kiedy te materiały wpłynęły; tam było zaznaczenie, że to było do wiadomości, czy użytku posłów - przyznaje Sekuła. Mimo tego zastrzeżenia - jak wynika z opublikowanych na stronie internetowej komisji dokumentów - z materiałami tymi zapoznali się asystenci posłów Beaty Kempy (PiS), Zbigniewa Wassermanna (PiS) i Sławomira Neumanna (PO). Rzecznik prokuratury okręgowej w Olsztynie, która zajmuje się sprawą przecieku do mediów informacji z akt przekazanym komisji, Mieczysław Orzechowski powiedział, że śledczy będą badać również ten wątek sprawy. - Te okoliczności na pewno będą przedmiotem ustaleń - podkreślił. Zaznaczył jednak, że nie chce mówić o tym, kto miał prawo wglądu w te dokumenty, bo nie wie, jaką one dostały klauzulę. Dopytywany, czy jeśli posłowie nie mając prawa do tego, udostępnili swoim asystentom materiały popełnili przestępstwo ujawnienia tajemnicy służbowej, odpowiedział: "będziemy badać, czy były klauzule, czy nie, (...) tym bardziej, że nie ulega wątpliwości, że oni (asystenci - red.) z materiałami się zapoznawali, więc mogli być źródłem przecieku". Jeśli poseł może, to i asystent Kempa przyznała, że jej asystent przeglądał dla niej dokumenty dostarczone do komisji przez prokuraturę. Posłanka nie przypomina sobie jednak pisma, które by zabraniało wglądu do nich asystentom śledczych. - Ja sobie takiego pisma nie przypominam. Być może było doręczone, ale nie rejestruję go wzrokiem - powiedziała. Dodała jednak, że nawet jeśli takie pismo do niej trafiło, to przewodniczący Sekuła powinien zadbać o to, żeby niepowołane osoby nie korzystały z tych dokumentów. - Powinien przekazać sekretariatowi, żeby nie dopuszczał osób, które nie powinny mieć wglądu w te dokumenty - zaznaczyła. Sam szef komisji zaznacza, że jego asystent nie zapoznawał się z tymi materiałami, ale - jak podkreśla - nie widzi przeciwwskazań, żeby asystenci innych posłów korzystali z tych materiałów. Jak tłumaczy jest taki zwyczaj parlamentarny, że jeśli jakiś dokument jest do dyspozycji posła, może się z nim też zapoznawać jego asystent. Sekuła przyznaje, że pismo od prokuratury było adresowane do niego, ale - jak zaznaczył - przekazał je wszystkim posłom-członkom komisji i to oni ponoszą odpowiedzialność za to, czy udostępnili swoim asystentom materiały przekazane przez prokuraturę. - Niektórzy zaczynają się teraz zastanawiać, czy jeżeli było napisane, że jest to do użytku posłów, to być może asystenci nie mogli z tego korzystać - powiedział Sekuła. Tylko dla posłów Wątpliwości rozwiewa jednak Renata Mazur, rzeczniczka prokuratury Warszawa Praga, która przekazała komisji akta sprawy. Jak powiedziała, w piśmie do Sekuły prokuratura podkreśliła, że materiały przekazane komisji były do wyłącznej dyspozycji posłów. - Myśmy zastrzegli to tylko i wyłącznie dla posłów, członków komisji - powiedziała pytana, czy również ich asystenci mogli korzystać z tych materiałów. Sławomir Neumann (PO) podkreśla, że materiały były jedynie objęte klauzulą tajemnicy śledztwa i nie mogły być upubliczniane, dlatego nie widzi nic złego w tym, że jego asystent się z nimi zapoznał. Przyznał jednak, że nie pamięta pisma od prokuratury. - To, że asystenci nam pomagają, to jest sprawa oczywista, po to oni są i w tym nie ma nic złego. Złe jest to, że te materiały wyciekły - powiedział poseł. Wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) oświadczył, że na samym początku pracy w komisji postanowił, iż jego asystenci nie będą mieli dostępu do materiałów prokuratury. Jak zaznaczył, im mniej osób może zapoznać się z tymi materiałami, tym lepiej, bo mniejsze jest wówczas prawdopodobieństwo przecieku. Poseł nie chciał komentować faktu, że asystenci innych śledczych - mimo pisma prokuratury - zapoznawali się z dokumentami ze śledztwa. Jarosław Urbaniak (PO) uważa, że w tej sprawie miał szczęście, bo zgodę na asystenta dostał od marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego dopiero w zeszłym tygodniu. Jednak również on mówi, że nie odnotował w pamięci takiego pisma od prokuratury. - Nie zastanawiałem się nad tym, bo w ogóle nie miałem wówczas asystenta i nie miałem takiego problemu - stwierdził polityk Platformy. W zeszłym tygodniu, po ujawnieniu przez "Rzeczpospolitą" fragmentów zeznań Sobiesiaka w prokuraturze, wybuchła polityczna burza. Sekuła polecił sekretariatowi komisji ds. afery hazardowej przygotować notatkę z informacją, kto zapoznał się materiałami prokuratury w tej sprawie. Wynikało z niej, że dokumenty czytali Wassermann i Arłukowicz, a także 3 asystentów posłów pracujących w komisji: Kempy, Wassermanna i Neumanna.