W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył bezterminowo rozstrzygnięcie tej kwestii. Bondaryk pozwał Macierewicza za jego wypowiedź dla "Misji specjalnej" TVP z 2009 r. o "kryminalnej sytuacji", w której szef służby specjalnej pobiera wynagrodzenie od operatora Ery (gdzie pracował, zanim objął ABW), a zarazem miał się zobowiązać do zachowania przed państwem tajemnic tej firmy związanej z Zygmuntem Solorzem. Według posła PiS już jako szef ABW Bondaryk miał też optować za korzystnymi m.in. dla Ery zapisami ustawowymi. Za naruszenie swych dóbr osobistych Bondaryk żąda by Macierewicz osobiście przeprosił go w wystąpieniu w TVP o godz. 22.30, które miałoby trwać "nie krócej niż 30 sekund". Już raz SO umorzył tę sprawę, powołując się na nieuchylenie immunitetu Macierewicza, ale potem Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił tę decyzję. W piątek pełnomocnik posła PiS mec. Andrzej Lew-Mirski ponowił wniosek o umorzenie sprawy. Mówił, że w grudniu 2009 r. Sąd Najwyższy uznał, że zanim sąd cywilny przystąpi do badania pozwu wobec posła, powinna zapaść decyzja o uchyleniu jego immunitetu. Adwokat podkreślił, że po tym postanowieniu SN sądy odrzuciły już kilka pozwów wobec Macierewicza z powodu nieuchylenia jego immunitetu. - Sąd apelacyjny już uznał, że w tej sprawie zachowania pozwanego nie wchodzą w obszar chroniony immunitetem, bo nie były wykonywaniem mandatu poselskiego - replikował mec. Paweł Granecki, adwokat Bondaryka, który miał tego dnia zeznawać przed sądem. Prawnik wniósł o oddalenie wniosku mec. Lwa-Mirskiego. Dodał, że błędem byłoby zakładać, że immunitet ma charakter nieograniczony, bo sąd w każdym przypadku bada czy dane zachowanie jest chronione immunitetem. Sąd odroczył decyzję, bo chce się szczegółowo zapoznać z postanowieniem SN. Macierewicz powiedział PAP, że działał jako poseł i w interesie publicznym, zwracając uwagę na konflikt interesów szefa służby co do firmy, w której wcześniej pracował. - Od czego jest poseł, jak nie od tego? - zapytał. W 2008 r. "Rzeczpospolita" sugerowała, że Bondaryk mógł złamać prawo, gdy pracował dla Ery. Gazeta wróciła do umorzonej w 2008 r. z braku cech przestępstwa sprawy rzekomych wycieków tajnych danych z Polskiej Telefonii Cyfrowej(operatora sieci komórkowych) z lat 2005-2006, gdy Bondaryk pracował tam jako pełnomocnik ochrony informacji niejawnych. "Rz" pisała o zeznaniach świadków", którzy mieli mówić, że Bondaryk pytał, kto interesuje się Solorzem; miano też zlecić zgranie na płyty danych o wnioskach służb badających m.in. zabójstwo gen. Marka Papały. Gdy pracowałem w Erze GSM, nie doszło do kopiowania lub wynoszenia dokumentów, co potwierdziła prokuratura umarzając śledztwo - tak Bondaryk komentował sugestie "Rz", której zarzucił "manipulowanie wybranymi fragmentami zeznań". Skierował wobec niej dwa pozwy i dwa prywatne akty oskarżenia. W 2008 r. "Gazeta Wyborcza" podała, że szef CBA Mariusz Kamiński poskarżył się Tuskowi, iż Bondaryk otrzymuje z PTC "wynagrodzenie znacząco przekraczające miesięczne pobory uzyskiwane przez niego w ABW", a CBA odmawia informacji. Według mediów w wyniku kontroli majątku szefa ABW, CBA oskarżyło go, że ukrył wysokość wypłaty z PTC. Szef ABW zapewniał, że w oświadczeniu majątkowym nie ukrywał dochodów. Zawiadomił prokuraturę o przekroczeniu uprawnień przez CBA, ale śledztwa odmówiono. Potem ujawnił, że wysokość świadczeń z PTC z tytułu zakazu konkurencji, nagrody rocznej i ekwiwalentu za urlop wyniosła ok. 450 tys. zł. Sprawa Ery była jednym z zastrzeżeń, które prezydent Lech Kaczyński podnosił wobec kandydatury Bondaryka na szefa ABW po wygraniu wyborów w 2007 r. przez PO. Ostatecznie Tusk powołał Bondaryka.