"To nie były pieniądze z Ministerstwa Sprawiedliwości. Budżet nie finansował pani Emilii. Robiły to osoby fizyczne z własnych wynagrodzeń - poinformowała mec. Stępniak w wieczornym programie "Kropka nad i" w TVN24. "Tam była mowa o zrzutce, natomiast nie mam dowodów, kto się zrzucał (...) Sędziowie mieli się zrzucać, ale ona nie wie, którzy się faktycznie zrzucili, a którzy nie. Ona nie wie, dlaczego w jednym miesiącu dostawała załóżmy umowne 100 zł, a w innym 500. Ona nie wie, kto się złożył na te kwoty, czyje to były pieniądze" - wyjaśniła. Dodała, że nie jest upoważniona, aby ujawniać, jak wysokie wynagrodzenie otrzymała jej klientka, ale - jak zaznaczyła - "nie były to duże pieniądze". Podkreśliła również, że nie wszyscy sędziowie, których nazwiska pojawiają się w związku z tą sprawą, "byli aktywni". Anonimowe groźby Mec. Stępniak stwierdziła, że jej klientka czuje się zagrożona. "Grożą jej anonimowe osoby mailami, smsami, przy pomocy bramek internetowych" - mówiła. Wyjaśniła, że Emilia "nie jest pod ochroną policji, ponieważ nie chce ujawniać adresu". "Zaufanie do wymiaru sprawiedliwości jest znikome. Pani Emilia boi się, że ktoś ją pobije, boi się tych, których wsypała" - powiedziała adwokat. Akcje dyskredytujące W poniedziałek portal Onet.pl opisał, że wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia prof. Krystiana Markiewicza. Działania Emilii miały polegać na anonimowym rozsyłaniu, m.in. do mediów i sędziów, materiałów, które miały służyć kompromitowaniu sędziów. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra Piebiaka. Po tych informacjach Piebiak przekazał, że podał się do dymisji. Poinformował też, że złoży pozew przeciwko redakcji Onet.pl, która - jak dodał - "rozpowszechnia pomówienia" na jego temat "oparte na relacjach niewiarygodnej osoby".