Prezentujemy fragmenty książki "Adam Michnik - biografia" opublikowanej przez krakowskie Wydawnictwo Literackie. Jej autor Cyril Bouyeure opisuje w niej m.in. udział i rolę Adama Michnika w obradach Okrągłego Stołu. Rozdział: Przy stole Opozycja musiała rozważyć, jakie są prawdziwe intencje rozmówców: czy nie chodzi im zwłaszcza o przeciąganie istniejącego stanu rzeczy, który opiera się na monopolu siły i groźbie jej użycia? Czy nie chodzi im o utrzymanie się na powierzchni, gdy kraj pogrążał się w kryzysie? Oczywiste, że partia stoi na straconej pozycji, lecz nikomu rozsądnemu nie przyjdzie do głowy myśl, że jest gotowa ustąpić i oddać władzę. Przyznać się do niepopularności i w gruncie rzeczy niczego nie oddawać - oto czego oczekują owi jegomoście. W takim stanie ducha Wałęsa i jego ekipa negocjatorów przybyła 6 lutego do Pałacu Namiestnikowskiego z teczkami opatrzonymi logo zakazanego związku, by spotkać się tam z delegacją kierowaną przez generała Kiszczaka. Podstawowe żądanie to legalizacja "Solidarności". "Przede wszystkim odczuwałem strach. Strach, że nie uda nam się zalegalizować związku" - napisał Michnik. Partia doskonale wiedziała, czego może się spodziewać. Już 12 września, gdy trwała dyskusja, czy Adam będzie mógł wziąć udział w rozmowach, w wywiadzie nadanym przez Radio Wolna Europa zagroził: "Należy się obawiać, że jeśli nie dojdzie do legalizacji 'Solidarności', możemy wrócić nie do roku 1981, ale do 1970. Zamiast strajków zobaczymy płonące komitety partii". Opozycja była wyjątkowo zdeterminowana, a Adam jako ekspert w dziedzinie wojny nerwów mówił to wprost. Dyskusje miały toczyć się wokół kwestii związkowych, politycznych i ekonomicznych. Poza punktem podstawowym, czyli oficjalnym uznaniem związku, celem opozycji było osłabienie wpływu państwa na społeczności lokalne i zakłady pracy. Negocjacje szybko skoncentrowały się na kwestii wyborów i ograniczeniu roli administracji. Elita rządząca żywiła przeświadczenie, że negocjatorzy drugiej strony są osłabieni; sondaże zdawały się wskazywać, że popiera ich tylko część społeczeństwa. Chcąc podzielić się odpowiedzialnością za kryzys gospodarczy, władza wyciągnęła asa z rękawa: szybkie wybory, które zapewniłyby pewną liczbę mandatów kandydatom spoza PZPR. To cena, jaką trzeba było zapłacić za legalizację związku. Kandydować u boku komunistów to tyle, co legitymizować władzę. Wielu opozycjonistów odrzuciło tę perspektywę, postrzeganą jako kapitulacja, odejście od zasady, zgodnie z którą nigdy nie wolno godzić się na status quo. "Ten temat był dyskutowany przy Okrągłym Stole długo i namiętnie". Adam wraz z Kuroniem i Andrzejem Wielowieyskim opracowali taktykę: Michnik i Kuroń opowiedzieli się za wyborami w okręgach jednomandatowych, w których kandydaci konkurowali bezpośrednio ze sobą - system najbardziej ryzykowny, który jednak mógł się okazać dla komunistów najbardziej destabilizujący, jeśli utraciliby znaczną liczbę miejsc w Sejmie. Jarosław i Lech Kaczyńscy chcieli ograniczyć ryzyko i woleli listy wyborcze, co gwarantowało zdobycie określonej liczby mandatów, jeśli przedstawiona lista przekroczyłaby próg wyborczy. Zwyciężyła jednak pierwsza opcja. Dyskusja o wyborach - pierwsza tego rodzaju w łonie Układu Warszawskiego - miała paradoksalny przebieg: władze, przeświadczone, że "Solidarność" nie dysponuje żadnymi środkami, by zorganizować ogólnonarodową kampanię, i z pewnością nie jest w stanie konkurować z partią posiadającą struktury w całym państwie, spodziewały się zdecydowanego zwycięstwa. Pewni swego komunistyczni negocjatorzy zgodzili się w końcu na to, by 35 procent miejsc w Sejmie oraz wszystkie miejsca w Senacie można było obsadzić w wyniku wolnych wyborów. Negocjacje toczyły się równolegle na sesjach oficjalnych w centrum miasta, w Pałacu Namiestnikowskim, transmitowane przez telewizję, oraz na spotkaniach nieformalnych w rezydencji ministra spraw wewnętrznych w Magdalence. W pałacu, w którym na ogół odbywały się państwowe ceremonie, snuły się cienie Sowietów. Negocjacyjny stół ustawiono w Sali Kolumnowej, gdzie w roku 1955 podpisano pakt powołujący do życia Układ Warszawski. Niektóre rozmowy między współpracownikami Kiszczaka i Wałęsy odbywały się dyskretnie na najwyższym piętrze pałacu, w prywatnych apartamentach pełniących funkcję Magdalenki bis. Dwaj negocjatorzy, którzy się tam spotykali, Aleksander Kwaśniewski i Lech Kaczyński, wrócili w to samo miejsce oficjalnie jako prezydenci Rzeczypospolitej.