Adam Bodnar pytany w środę w TVN24 o przyszłość zawodową, poza zapowiadaną działalnością naukową, w kontekście zaangażowania się w działalność polityczną, powiedział, że "nie wyklucza tego". "Jest pewna możliwość, że w coś się zaangażuję" - stwierdził. Zaznaczył jednak, że działalność polityczna nie musi koniecznie polegać na tym, że trzeba się od razu określić. "Jestem wierny takiemu poglądowi, który miał prof. Wiktor Osiatyński. On nigdy nie pełnił żadnych funkcji, ale miał duży wpływ na życie publiczne" - dodał. Bodnar nie wykluczył też, wspominając o ostatnim spotkaniu z Thomasem Hammarbergiem, że za kilka lat może "zamarzy, by startować na komisarza praw człowieka Rady Europy". Zapytany, czy będzie ustępował z urzędu w poczuciu klęski, bo stan praworządności jest gorszy, a wolności obywatelskie bardziej ograniczone po pięciu latach, czemu on, jako rzecznik, nie zdołał zapobiec, Bodnar odpowiedział, że ma "mieszane uczucia". "Mam wrażenie, że zrobiłem to, co do mnie należało przez ostatnie pięć lat i starałem się wykonywać zadania najlepiej jak potrafię" - powiedział. "To poczytuję jako porażkę" "Nie zdołałem temu zapobiec i to poczytuję jako porażkę, dlatego moje wystąpienie w Senacie i w Sejmie było tak gorzkie, ale uważam, że po prostu jesteśmy w trakcie procesów politycznych, zmiany systemu politycznego, który był bardzo trudny do zahamowania. Wydaje mi się, że tam, gdzie trzeba było słyszeć mój głos, był słyszalny. Nie bałem się mówić, co o tym myślę" - podkreślił. Zwrócił też uwagę na to, że "najważniejszym arsenałem jego poprzedników" były zawsze wnioski do Trybunału Konstytucyjnego. "Moi poprzednicy składali rocznie 20-25 wniosków i zawsze mogli tym pogrozić. To była swoista broń atomowa. Jeżeli pewne kwestie nie zostaną uwzględnione w procesie legislacyjnym, to rzecznik mógł bezpośrednio iść do Trybunału i liczyć na to, że prędzej, czy później Trybunał orzeknie. Teraz teoretycznie taka możliwość istnieje, ale w sprawach, które nie mają politycznego znaczenia, bo wiemy, jak wygląda funkcjonowanie Trybunału pod nowymi rządami" - mówił Bodnar. Odpowiadając na pytanie, czy nie sądzi, że urząd RPO "jest urzędem trochę z wyrwanymi zębami" Bodnar powiedział, że "tak daleko by jednak nie poszedł". "Mamy różne możliwości interweniowania procesowego i naprawdę z tego bardzo obficie korzystaliśmy (...) wystąpienia generalnych sugerowaniu różnych zmian legislacyjnych i praktycznych, to wszytko otwiera pole do dyskusji i prowadzi do albo zmiany, albo zahamowania różnych działań" - powiedział. Adam Bodnar o demokracji hybrydowej Bodnar pytany o słowa, które skierował w Senacie w trakcie podsumowywania swojej pięcioletniej pracy, dotyczące tego, że ustroju Polski nie można już definiować jako demokracji konstytucyjnej, ale jako demokrację hybrydową wyjaśnił, że chodzi "o system, który jest gdzieś pomiędzy systemem demokratyczny, a systemem autorytarnym". "Ja bardzo nie lubię porównywania Polski do państw typu Białoruś, Turcja, czasem w debacie publicznej takie porównania się pojawiają. Uważam, że jesteśmy gdzieś pomiędzy. Gdzieś dryfujemy w kierunku bliżej niewiadomym. I władza ma różnego rodzaju możliwości wpływania na działalność niezależnych organów władzy i ograniczania swobody ich działania i w ten sposób osiągania przewagi konkurencyjnej nad opozycją" - powiedział Bodnar. "Kadencja była trudna i wymagająca" W związku z końcem pięcioletniej kadencji Rzecznik Praw Obywatelskich wydał oświadczenie, w którym podkreślił, że był to dla niego czas wielkiej pracy na rzecz obywateli, konstytucji i państwa. Przyznał, że kadencja była trudna i wymagająca, ale "wypełniona pełnym pasji działaniem i walką o zachowanie standardów przestrzegania praw człowieka w naszym kraju". "Starałem się z całych sił wypełniać powierzoną misję tak, aby każdy przypadek łamania praw człowieka nie pozostał bez reakcji mojej bądź moich współpracowników" - zaznaczył Bodnar. Dodał, że mimo pewnych ograniczeń budżetowych "nigdy nie brakowało nam serca ani poczucia odpowiedzialności i troski o los najsłabszych". "Przy współpracy z innymi organami władzy publicznej zawsze kierowaliśmy się konstytucyjną zasadą współdziałania" - oświadczył. Bodnar podkreślił, że był rzecznikiem niezależnym. "Od początku deklarowałem, że chcę stać na straży konstytucyjnych praw i wolności tylko przez jedną kadencję. Właśnie po to, aby być wolnym od politycznych układów i gier, działać tylko w oparciu o Konstytucję, kierować się prawem i społecznymi potrzebami. Tego przyrzeczenia dotrzymałem" - wyjaśnił. Kto za Bodnara? Napisał też, że w związku z tym, że parlament nie powołał jeszcze jego następcy, do czasu objęcia stanowiska przez nowego rzecznika, zgodnie z art. 3 ust. 6 ustawy o Rzeczniku Praw Obywatelskich, będzie dalej pełnił swoją funkcję i kierował urzędem. "Wyrażam nadzieję, że Parlament w najbliższym czasie wybierze nowego Rzecznika Praw Obywatelskich - osobę godną zaufania obywateli, zdolną do działania ponad podziałami i cieszącą się poparciem społeczeństwa obywatelskiego" - oświadczył Bodnar. W jego ocenie, "w najlepiej pojętym interesie obywateli i państwa, powinniśmy zadbać o to, aby instytucja Rzecznika Praw Obywatelskich pozostała niezależna". W środę mija pięcioletnia kadencja Bodnara jako Rzecznika Praw Obywatelskich. Do 10 sierpnia posłowie mogli zgłaszać kandydatury na jego następcę. Kluby: Koalicji Obywatelskiej i Lewicy zgłosiły w Sejmie kandydaturę mec. Zuzanny Rudzińskiej-Bluszcz wspartą przez ponad 300 organizacji społecznych. Szans na jej poparcie nie widzą politycy PiS. Zgodnie z ustawą dotychczasowy Rzecznik pełni swoje obowiązki do czasu objęcia stanowiska przez swego następcę. Rzecznika Praw Obywatelskich powołuje Sejm za zgodą Senatu na wniosek marszałka Sejmu albo grupy 35 posłów.