Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska nie chciała jednak ujawnić żadnych szczegółów. - Mogę jedynie powiedzieć, że ABW analizuje tę sprawę - zaznaczyła. Wtorkowa "Rzeczpospolita" napisała, że b. prezydent zamieścił na swoim blogu notatkę UOP z 1990 r. Chodzi o akta dotyczące operacji Służby Bezpieczeństwa z 1987 r. - esbecy, na podstawie spreparowanych dokumentów, kupili wtedy działkę letniskową w Zdunowicach obok posiadłości Wałęsy. Urząd Ochrony Państwa dowiedział się o tej akcji już po upadku komunizmu. Według ekspertów wypowiadających się na łamach gazety, materiały te powinny być utajnione i leżeć w archiwum ABW. "Rzeczpospolita" poinformowała również, że zawiadomienie do warszawskiej prokuratury okręgowej skierował w tej sprawie były opozycjonista Krzysztof Wyszkowski, który twierdzi, że wielokrotnie alarmował organy ścigania, iż były prezydent nielegalnie posiada dokumenty, które pozyskał w okresie prezydentury. - Nie otrzymaliśmy jeszcze tego zawiadomienia - powiedziała pytana o to rzeczniczka prokuratury Monika Lewandowska. Od września 2008 r. warszawska prokuratura okręgowa prowadziła śledztwo w sprawie zaginionych w latach 1992-94 dokumentów na temat m.in. rzekomej współpracy Lecha Wałęsy z SB. Dotyczyło ono "ukrycia lub zniszczenia w nieustalonym czasie, nie wcześniej niż we wrześniu 1992 r., dokumentów w postaci kilkudziesięciu kart akt spraw operacyjnych i mikrofilmów wytworzonych przez SB oraz notatek funkcjonariuszy Urzędu Ochrony Państwa, a pozostających w latach 1992-94 w zasobie archiwalnym UOP, po ich uprzednim wydaniu przez kierownictwo Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i UOP w okresie od sierpnia 1992 r. do kwietnia 1994 r.". W ubiegłym roku przekazała je Instytutowi Pamięci Narodowej. Śledztwo wszczęto po zawiadomieniu osób prywatnych (złożyli je m.in. współzałożyciel WZZ Krzysztof Wyszkowski i stoczniowiec Henryk Jagielski) i po analizie innego śledztwa w tej sprawie, które umorzono w 1999 r. Akta z UOP nt. Wałęsy trafiły w 1992 r. do Kancelarii Prezydenta RP mocą decyzji ówczesnego szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego. Oryginały akt przekazano bez pośrednictwa tajnych kancelarii. Wróciły one do UOP zdekompletowane. Wszczęto śledztwo w tej sprawie, a kolejne ekipy UOP bezskutecznie żądały od Wałęsy zwrotu akt. Warszawska prokuratura, która początkowo postawiła Milczanowskiemu i szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. umorzyła śledztwo, uznając, że według nowego Kodeksu karnego nieumyślna utrata tajnych dokumentów nie jest przestępstwem. Sam Wałęsa potwierdzał, że wypożyczał archiwalne dokumenty na swój temat, zaprzeczał jednak, by miał coś z nich usunąć.