Prokuratura będzie sprawdzać, czy nie doszło do przestępstwa ukrywania dokumentów przez osobę, która nie ma prawa nimi rozporządzać bądź ujawnienia tajemnicy państwowej lub służbowej. - Nie można też wykluczyć, że mamy tutaj do czynienia z usiłowaniem oszustwa na szkodę arcybiskupa - powiedział na konferencji prasowej zastępca szefa Prokuratury Okręgowej w Lublinie Marek Woźniak. Posłuchaj: Przesłuchanie w charakterze świadka abp. Życińskiego będzie najważniejszą czynnością, która ma ukierunkować dalszy tok postępowania. - Mam nadzieję, że to wprowadzi dużo więcej konkretów. Będziemy chcieli się dowiedzieć, kiedy dokładnie miała miejsce rozmowa na ten temat, czy arcybiskup wie, kim była ta osoba, czy była to osoba związana ze służbami, czy jest aktualnie, czy też to osoba, która posiada dokumenty z innych źródeł - powiedział Woźniak. Termin przesłuchania jeszcze nie został ustalony. Ma się ono odbyć "w najbliższych dniach" w lubelskiej prokuraturze. - W zależności od okoliczności nie wykluczam, że może się ono odbyć w innym miejscu, dogodnym dla księdza arcybiskupa - dodał Woźniak. Na pytanie, czy abp Życiński nie powinien natychmiast o tej propozycji zawiadomić organy ścigania, szef Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie Robert Bednarczyk odpowiedział, że prawny obowiązek zawiadamiania o przestępstwach mają tylko osoby reprezentujące instytucje państwowe i samorządowe. - Nie możemy mówić, by po stronie metropolity lubelskiego istniał prawny obowiązek powiadamiania organów ścigania - powiedział Bednarczyk. - Pozostaje to wyłącznie w sferze pewnego obowiązku społecznego, który nie został wypełniony niezwłocznie, tylko z pewnym opóźnieniem, kiedy arcybiskup powiadomił o tym niejako nas wszystkich, poprzez media. Metropolita lubelski nie jest osobą, która by z tego tytułu mogła ponosić odpowiedzialność karną - podkreślił Bednarczyk. W piątek abp Życiński na konferencji prasowej powiedział, że kilka lat temu otrzymał od kogoś, kto powoływał się na związki z SB, propozycję kupienia materiałów, których ujawnienie może sprawić kłopot Kościołowi. Miała to być lista bliżej nieokreślonych osób. Propozycja miała paść jeszcze przed powstaniem w Lublinie komisji do badania inwigilacji KUL przez służby specjalne PRL, powołanej w 2004 r. Nie mówiono o żadnej kwocie pieniędzy. Abp Życiński nie skorzystał z propozycji, a "oferenta" skierował do ABW.